Recenzje
Fotografia kulinarna dla blogerów
Leży przede mną bardzo "apetyczna" książka "Fotografia kulinarna dla blogerów" autorstwa Matta Armendariza, wydana przez wydawnictwo Helion. Autor pracując w branży spożywczej, w 2005 roku założył bloga kulinarnego. A że blog bez fotografii jest nieatrakcyjny, zaczął fotografować, ucząc się wszystkiego od zera. Pisząc tę książkę, Matt Armendariz miał sprawdzone przez siebie techniki i triki, z którymi mógł się podzielić, co też uczynił.
Materiał zawarty w książce został podzielony na cztery części: 1. Elementarz, 2. Kreatywność, 3. Stylizacja, 4. Kruczki i sztuczki, czyli praktyka. W części pierwszej znajdziemy porady dotyczące wyboru aparatu, obiektywu; podstawowe informacje o oświetleniu, głębi ostrości, balansie bieli oraz metodach pracy. W części drugiej poznamy zasady kompozycji, a także autor uświadomi czytelnika z jakimi trudnościami i wyzwania spotka się, chcąc fotografować potrawy. Część trzecia poświęcona jest stylizacji. Część czwarta to praktyka, czyli porady i wskazówki udzielane przez autora. Tekst uzupełniają fotografie potraw. Na końcu książki zamieszczono skorowidz.
Wg mnie książka skierowana jest do dwóch grup odbiorców. Grupa pierwsza to osoby dopiero zaczynające swoją przygodę z fotografią kulinarną. Kompozycja, oświetlenie, balans bieli omówione są, mówiąc kolokwialnie, łopatologicznie. Ale nie jest to zarzut. Tyle wiedzy ile przekazał autor na łamach książki w zupełności wystarczy osobie, która ma zamiar fotografować swoje kulinarne dzieła, a nigdy nie miała do czynienia z fotografią. Autor udziela wskazówek, jak fotografować w domu, we własnej kuchni, a nie w luksusowo wyposażonym studiu fotograficznym. Na początek przygody z fotografią kulinarną takie wskazówki dotyczące m.in. oświetlenia czy kadrowania są bezcenne.
Grupa druga to osoby, które z podstawowymi zasadami fotografii są obeznane, ale szukają porad dotyczących zaprezentowania potraw. I tu znajdą rozwiązania swoich problemów, np. jak sfotografować lody; jak zaprezentować talerz zupy i porcję mięsa; czy robić zbliżenia czy nie, a jeśli nie to dlaczego. Autor pokazuje rolę rekwizytów, które nadadzą potrawie różnych charakterów od dania barowego, aż po kuchnię domową.
"Fotografia kulinarna dla blogerów" jest dla ludzi, którzy kochają gotować i chcą dzielić się z innymi swoją pasją. Bo w tej książce czuć tą pasję i miłość zarówno do fotografii, jak i do jedzenia. Nie znajdziemy tu sztuczek rodem z reklam, gdzie lakier do włosów, klej, olej silnikowy są "przyjaciółmi" fotografa żywności. Dla autora publikacji potrawa, jej wygląd i smak są na pierwszym miejscu.
Bardzo pomocna książka. Polecam.
Mam tylko jedno ostrzeżenia. Książki nie należy studiować, będąc głodnym. Grozi ślinotokiem.
Materiał zawarty w książce został podzielony na cztery części: 1. Elementarz, 2. Kreatywność, 3. Stylizacja, 4. Kruczki i sztuczki, czyli praktyka. W części pierwszej znajdziemy porady dotyczące wyboru aparatu, obiektywu; podstawowe informacje o oświetleniu, głębi ostrości, balansie bieli oraz metodach pracy. W części drugiej poznamy zasady kompozycji, a także autor uświadomi czytelnika z jakimi trudnościami i wyzwania spotka się, chcąc fotografować potrawy. Część trzecia poświęcona jest stylizacji. Część czwarta to praktyka, czyli porady i wskazówki udzielane przez autora. Tekst uzupełniają fotografie potraw. Na końcu książki zamieszczono skorowidz.
Wg mnie książka skierowana jest do dwóch grup odbiorców. Grupa pierwsza to osoby dopiero zaczynające swoją przygodę z fotografią kulinarną. Kompozycja, oświetlenie, balans bieli omówione są, mówiąc kolokwialnie, łopatologicznie. Ale nie jest to zarzut. Tyle wiedzy ile przekazał autor na łamach książki w zupełności wystarczy osobie, która ma zamiar fotografować swoje kulinarne dzieła, a nigdy nie miała do czynienia z fotografią. Autor udziela wskazówek, jak fotografować w domu, we własnej kuchni, a nie w luksusowo wyposażonym studiu fotograficznym. Na początek przygody z fotografią kulinarną takie wskazówki dotyczące m.in. oświetlenia czy kadrowania są bezcenne.
Grupa druga to osoby, które z podstawowymi zasadami fotografii są obeznane, ale szukają porad dotyczących zaprezentowania potraw. I tu znajdą rozwiązania swoich problemów, np. jak sfotografować lody; jak zaprezentować talerz zupy i porcję mięsa; czy robić zbliżenia czy nie, a jeśli nie to dlaczego. Autor pokazuje rolę rekwizytów, które nadadzą potrawie różnych charakterów od dania barowego, aż po kuchnię domową.
"Fotografia kulinarna dla blogerów" jest dla ludzi, którzy kochają gotować i chcą dzielić się z innymi swoją pasją. Bo w tej książce czuć tą pasję i miłość zarówno do fotografii, jak i do jedzenia. Nie znajdziemy tu sztuczek rodem z reklam, gdzie lakier do włosów, klej, olej silnikowy są "przyjaciółmi" fotografa żywności. Dla autora publikacji potrawa, jej wygląd i smak są na pierwszym miejscu.
Bardzo pomocna książka. Polecam.
Mam tylko jedno ostrzeżenia. Książki nie należy studiować, będąc głodnym. Grozi ślinotokiem.
ateliora.com Iwona Zielińska - Frołow
Pełna MOC możliwości
Każdy ma jakieś marzenia. Niektóre są większe, a niektóre mniejsze. Wszystkie są jednak ważne i zasługują na spełnienie. Często brak nam odwagi, aby podjąć ryzyko i zacząć działać, ponieważ droga do sukcesu nie zawsze jest łatwa. Przeważnie jest długa i kręta. Dlaczego mielibyśmy się z tego powodu poddać? Przecież to nasze marzenia! W swojej książce Pełna Moc Możliwości psycholog Jacek Walkiewicz pokazuje, że warto dopiąć swego.
Wszystko zaczęło się od wykładu, który Jacek Walkiewicz wygłosił we wrześniu 2012 roku na TEDxWSB we Wrocławiu. Kilka miesięcy później nagranie z niego trafiło na portal YouTube, gdzie osiągnęło ogromną oglądalność. Internauci zaczęli zasypywać Pana Jacka mailami, co skłoniło go do napisania książki, która jest rozwinięciem wykładu i odpowiedzią na wiele pytań zawartych w listach. Pełna Moc Możliwości nie jest zwykłym poradnikiem i gotową receptą na sukces. Co prawda przedstawione są w niej zagadnienia teoretyczne, jak strach przed zmianą, istota pasji w profesjonalizmie, odwaga czy sposób stawiania celów. Przede wszystkim jednak jest to książka pełna mądrości wynikającej z doświadczenia autora. Opisuje on wiele osobistych sytuacji, własnych marzeń oraz sukcesów, co czyni pozycję bardzo wiarygodną.
Pełna Moc Możliwości jest pełna refleksji. Ukazuje to, co w życiu najbardziej istotne – spełnienie. Kiedy nasze marzenia urzeczywistniają się, a my jesteśmy w pełni sobą, mamy szansę być naprawdę szczęśliwi. Życie jest za krótkie, aby stać w miejscu i mieć nadzieję, że może się uda. Wielkie rzeczy rodzą się z pasji oraz ciężkiej pracy. Trzeba tylko chcieć zacząć działać. Ta książka w tym pomaga. Polecam!
Wszystko zaczęło się od wykładu, który Jacek Walkiewicz wygłosił we wrześniu 2012 roku na TEDxWSB we Wrocławiu. Kilka miesięcy później nagranie z niego trafiło na portal YouTube, gdzie osiągnęło ogromną oglądalność. Internauci zaczęli zasypywać Pana Jacka mailami, co skłoniło go do napisania książki, która jest rozwinięciem wykładu i odpowiedzią na wiele pytań zawartych w listach. Pełna Moc Możliwości nie jest zwykłym poradnikiem i gotową receptą na sukces. Co prawda przedstawione są w niej zagadnienia teoretyczne, jak strach przed zmianą, istota pasji w profesjonalizmie, odwaga czy sposób stawiania celów. Przede wszystkim jednak jest to książka pełna mądrości wynikającej z doświadczenia autora. Opisuje on wiele osobistych sytuacji, własnych marzeń oraz sukcesów, co czyni pozycję bardzo wiarygodną.
Pełna Moc Możliwości jest pełna refleksji. Ukazuje to, co w życiu najbardziej istotne – spełnienie. Kiedy nasze marzenia urzeczywistniają się, a my jesteśmy w pełni sobą, mamy szansę być naprawdę szczęśliwi. Życie jest za krótkie, aby stać w miejscu i mieć nadzieję, że może się uda. Wielkie rzeczy rodzą się z pasji oraz ciężkiej pracy. Trzeba tylko chcieć zacząć działać. Ta książka w tym pomaga. Polecam!
niedzielnatworczosc.blogspot.com Joanna Niedziela, 2014-08-04
Everest. Góra Gór
Książki, w których zawarte są relacje z wypraw, mają to do siebie, że wprowadzają czytelnika w świat prawdziwej wielkiej przygody. W przeciwieństwie do powieści, których fabuła jest jedynie fikcją literacką, wydarzenia ukazane w dziennikach z podróży oparte są na faktach, autentycznych doświadczeniach i przeżyciach autora. Świadomość tego faktu sprawia, że lektura tego typu książek wywołuje niezwykłe emocje. Czytelnik z ekscytacją śledzi kolejne zdarzenia, w wyobraźni towarzysząc podróżnikom w ich wyprawach. Gdy zaś za ciekawymi przeżyciami autora idzie talent pisarski, który pozwala umiejętnie przenieść je na papier, wówczas od takiej książki naprawdę trudno się oderwać.
Z całą pewnością tak jest w przypadku książek napisanych przez polską dziennikarkę i podróżniczkę, Monikę Witkowską. Do jej licznych zainteresowań i pasji należą góry, żeglarstwo, narty, windsurfing, snowboard, nurkowanie oraz sporty powietrzne. W dziedzinie żeglarstwa odniosła znaczące sukcesy, do których zaliczyć można przepłynięcie Przejścia Północno-Zachodniego oraz opłynięcie przylądka Horn. Ten ostatni wyczyn określany jest mianem „żeglarskiego Everestu”.
Monika Witkowska nie poprzestała jednak na tym. Rozwijając swą pasję i kierując się miłością do gór, wyruszyła na prawdziwy Everest. Wyprawa, w której brała udział, rozpoczęła się 4 kwietnia 2013 roku i zakończyła się dla niej sukcesem. Monika Witkowska na szczyt Everestu dotarła 23 maja 2013 roku. (równo, niemal co do dnia, sześćdziesiąt lat po pierwszym potwierdzonym wejściu na Everest, jakie miało miejsce 29 maja 1953 roku). Dzięki swemu dokonaniu jest dziesiątą Polką oraz trzydziestą siódmą osobą polskiej narodowości, która zdobyła najwyższą górę świata.
Swoje przeżycia z tej ekspedycji opisała w książce „Everest. Góra Gór”. Mając w pamięci nie tak dawno przeczytane wcześniejsze książki tej autorki („Kurs Arktyka” i „Kurs Czukotka”), wiedząc już, że po lekturze jej dzienników z podróży spodziewać się mogę niezwykłych wrażeń czytelniczych, z niecierpliwością czekałam, aż zagłębię się w jej opowieść o Evereście.
Kiedy już to nastąpiło, mogłam w wyobraźni towarzyszyć Monice Witkowskiej w jej ekspedycji dzień po dniu. Było to możliwe nie tylko dzięki sugestywnemu sposobowi opowiadania autorki, ale też dzięki formie książki. Oparta jest ona bowiem na dzienniku wyprawy, w którym zapiski prowadzone były w każdym dniu.
Tak więc w wyobraźni wraz z autorką pokonywałam kolejne odcinki drogi na szczyt, odczuwałam cały trud drogi, zmęczenie, ból, wyczerpanie, przejmujące zimno, niepewność, obawę, zniechęcenie, ale też wiarę, nadzieję, ekscytację, zachwyt, radość, uniesienie. I strach. Monika Witkowska nie wyolbrzymia bowiem swojego wyczynu (choć niewątpliwie był to spory wyczyn i wielki sukces), nie kreuje się na bohaterkę, lecz otwarcie przyznaje się do odczuwanego w drodze na szczyt strachu o swoje życie, mówiąc o tym w sposób prosty i naturalny. A jak mogłam przekonać się w trakcie lektury, groźnych i niebezpiecznych momentów podczas wyprawy nie brakowało, a Everest dał niejedną lekcję pokory tym, którzy odważyli się zdobyć jego szczyt.
Miałam już okazję czytać różnego autorstwa książki opowiadające o wysokogórskich wyprawach, w tym także na Everest. Na tej podstawie miałam więc już pewne pojęcie, jak taka ekspedycja wygląda. Jednakże dopiero książka Moniki Witkowskiej uświadomiła mi to w pełni, dając dokładny obraz takiego przedsięwzięcia. Autorka opowiada tu nie tylko o trudach wyprawy, nie skupia się wyłącznie na swoim sukcesie zdobycia szczytu, ale dość dokładnie prezentuje też tę ekspedycję od strony organizacyjnej i technicznej.
Miałam okazję przekonać się, ile trudu trzeba włożyć w jej organizację, jak wyglądają wszelkie przygotowania, takie jak wybór agencji kierującej wyprawą, zdobywanie funduszy, praca nad kondycją fizyczną oraz gromadzenie sprzętu.
Monika Witkowska pisze w książce również o konieczności aklimatyzacji w górach wysokich, wyjaśniając, dlaczego jest konieczna i dokładnie opisując, na czym polega. Przestrzega też przed niebezpiecznym „cichym zabójcą”, jak nazywa chorobę wysokościową, często dopadającą wspinaczy wysokogórskich.
Dzięki tej opowieści dowiedziałam się, jak wygląda normalne życie w bazie oraz kolejnych obozach zakładanych w drodze na szczyt – w jaki sposób i z czego przygotowuje się posiłki, w jakich warunkach odbywa się spanie i odpoczynek, jak przedstawia się sprawa z zachowywaniem higieny podczas wyprawy.
Autorka książki, opierając się na własnych doświadczeniach, daje też cenne rady na temat tego, jak się ubrać i jaki sprzęt należy zabrać ze sobą, wybierając się na szczyt Everestu.
Jednak to nie wszystko. W książce Moniki Witkowskiej znaleźć możemy wiele rozmaitych ciekawostek dotyczących przede wszystkim samego Everestu, ale też Himalajów.
Autorka wyjaśnia, skąd wzięła się nazwa Everestu oraz jakie są inne, lokalne nazwy i co oznaczają. Przybliża krótko historię pierwszego wejścia na Everest oraz postać pierwszego potwierdzonego zdobywcy tego szczytu. Nawiązuje również do nierozwiązanej, jak dotąd, największej zagadki światowego himalaizmu, jaką jest pytanie o to, kto naprawdę był pierwszy na szczycie Everestu: Edmund Hillary czy George Mallory i Andrew Irvine.
W książce znajdziemy kalendarium najważniejszych wypraw w historii Everestu, oraz statystyki dotyczące wejść na tę górę oraz śmierci wspinaczy na przestrzeni sześćdziesięciu lat zdobywania szczytu. Monika Witkowska prezentuje również sylwetki największych światowych himalaistów, wspomina przy tym jednego z najwybitniejszych polskich himalaistów: Jerzego Kukuczkę.
Ponadto przeczytamy tu o rozmaitych, czasami dość oryginalnych rekordach związanych z Everestem oraz o odbywających się tam zawodach w biegu spod szczytu tej góry.
Jak już wspomniałam, nie tylko o samym Evereście pisze autorka. W książce zamieściła również inne informacje, choć także pośrednio związane z Górą Gór. W trakcie czytania dowiemy się, kim są żyjący w Himalajach Szerpowie, jak wygląda ich praca oraz życie rodzinne, co mogą oznaczać ich imiona. Poznamy też wierzenia Szerpów i Tybetańczyków dotyczące gór. Monika Witkowska wyjaśnia znaczenie i symbolikę kolorowych buddyjskich flag modlitewnych oraz buddyjskiej mantry, a także himalajskiego amuletu dżi. Opowiada również, jak wygląda pudża – uroczyste buddyjskie błogosławieństwo, bez którego Szerpowie nie wyruszają na górską akcję. W takiej pudży autorka też uczestniczyła, stąd mamy w książce dokładny i obrazowy jej opis. A jeśli ktoś planuje wybrać się w Himalaje, z pewnością przyda mu się zamieszczony tu mini słowniczek języka Szerpów, zawierający zwroty przydatne w kontaktach z tym ludem.
Ile szczytów ma Korona Ziemi – siedem czy dziewięć – i skąd wzięły się takie rozbieżności? Co składa się na Koronę Himalajów? Co to jest Strefa Śmierci? Czym różni się himalajski jak od naka? Dlaczego w górach wysokich tak trudno jest ugotować jajko? Czym jest tzw. okno pogodowe? Na te pytanie także odpowiedź znajdzie ten, kto sięgnie po książkę „Everest. Góra Gór”.
Dzięki tym różnorodnym i licznym ciekawostkom książka Moniki Witkowskiej stanowi świetne i rzetelne źródło wiedzy na temat Everestu – jego historii i czasów współczesnych. Choć już wcześniej pewną wiedzę o tej górze posiadałam, przekonałam się, że była ona jednak niepełna, teraz zaś ją uzupełniłam i znacznie wzbogaciłam. Zdobyłam wiele interesujących informacji, w tym również takich, z którymi nigdzie do tej pory się nie zetknęłam.
Myślę, że chyba nie muszę szczególnie podkreślać tego, iż jestem tą książką zachwycona. Jak napisałam wcześniej, biorąc ją do ręki, spodziewałam się zajmującej i pasjonującej lektury i rzeczywiście, taka była. Jednak otrzymałam dużo więcej, niż oczekiwałam. Ta książka zawładnęła całkowicie moimi myślami i moją wyobraźnią. A wszystko dzięki fascynującej tematyce, która zresztą znajduje się w kręgu moich zainteresowań, niezwykle ciekawej dla mnie treści, a także pasji, która emanuje z tej opowieści, jest wyczuwalna w niemal każdym jej zdaniu. Tej pasji, którą autorka dzieli się z czytelnikami. Chętnie czytam właśnie takie książki, które są jakby namacalnym dowodem na to, iż można spełniać swoje marzenia, nawet te, które wydawałyby się niemożliwe do spełnienia, pod warunkiem, że do tych marzeń dołoży się upór, siłę ducha i pracę. Monika Witkowska z pewnością należy do tych osób, które tak właśnie realizują swoje pasje. Sama zresztą podkreśla w książce: „Na szczęście należę do ludzi, którzy uważają, że chcieć to móc i marzenia mogą się spełniać, chociaż trzeba im w tym pomóc”. Cytuje przy tym słowa Heraklita z Efezu, które, moim zdaniem, mogłyby stanowić jej motto życiowe: „Kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie”. Myślę, że można je również uznać za główne przesłanie książki „Everest. Góra Gór”, przesłanie, które może wielu czytelników zainspirować i zmotywować do spełniania własnych marzeń.
Dodam jeszcze, że książka jest bardzo starannie wydana. Układ treści jest przejrzysty – strony, na których znajdują się informacje i ciekawostki na temat Everestu odróżniają się kolorystycznie od stron z zapisem relacji z ekspedycji. Na końcu dołączony został słowniczek wspinaczkowy, zawierający wyjaśnienia terminów związanych z górami i himalaizmem. Znajdziemy tu także wiele ciekawych, barwnych zdjęć, oddających piękno Himalajów oraz atmosferę wyprawy. To także, w połączeniu z treścią, sprawia, iż czytanie książki Moniki Witkowskiej jest czystą przyjemnością.
Jestem pod dużym wrażeniem, jakie wywarła na mnie ta opowieść. Jej autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła. Ta książka porywa, fascynuje, czaruje, gwarantując czytelnikowi szeroki wachlarz emocji. Nie poznać jej to niepowetowana strata, szczególnie dla miłośników literatury podróżniczej i górskiej. Jeśli więc lubicie relacje z wypraw, ta książka jest adresowana właśnie do Was. To wyśmienita lektura, którą można delektować się niczym najwyborniejszą potrawą. Ja już się w niej rozsmakowałam, teraz kolej na Was! Szczerze polecam!
Z całą pewnością tak jest w przypadku książek napisanych przez polską dziennikarkę i podróżniczkę, Monikę Witkowską. Do jej licznych zainteresowań i pasji należą góry, żeglarstwo, narty, windsurfing, snowboard, nurkowanie oraz sporty powietrzne. W dziedzinie żeglarstwa odniosła znaczące sukcesy, do których zaliczyć można przepłynięcie Przejścia Północno-Zachodniego oraz opłynięcie przylądka Horn. Ten ostatni wyczyn określany jest mianem „żeglarskiego Everestu”.
Monika Witkowska nie poprzestała jednak na tym. Rozwijając swą pasję i kierując się miłością do gór, wyruszyła na prawdziwy Everest. Wyprawa, w której brała udział, rozpoczęła się 4 kwietnia 2013 roku i zakończyła się dla niej sukcesem. Monika Witkowska na szczyt Everestu dotarła 23 maja 2013 roku. (równo, niemal co do dnia, sześćdziesiąt lat po pierwszym potwierdzonym wejściu na Everest, jakie miało miejsce 29 maja 1953 roku). Dzięki swemu dokonaniu jest dziesiątą Polką oraz trzydziestą siódmą osobą polskiej narodowości, która zdobyła najwyższą górę świata.
Swoje przeżycia z tej ekspedycji opisała w książce „Everest. Góra Gór”. Mając w pamięci nie tak dawno przeczytane wcześniejsze książki tej autorki („Kurs Arktyka” i „Kurs Czukotka”), wiedząc już, że po lekturze jej dzienników z podróży spodziewać się mogę niezwykłych wrażeń czytelniczych, z niecierpliwością czekałam, aż zagłębię się w jej opowieść o Evereście.
Kiedy już to nastąpiło, mogłam w wyobraźni towarzyszyć Monice Witkowskiej w jej ekspedycji dzień po dniu. Było to możliwe nie tylko dzięki sugestywnemu sposobowi opowiadania autorki, ale też dzięki formie książki. Oparta jest ona bowiem na dzienniku wyprawy, w którym zapiski prowadzone były w każdym dniu.
Tak więc w wyobraźni wraz z autorką pokonywałam kolejne odcinki drogi na szczyt, odczuwałam cały trud drogi, zmęczenie, ból, wyczerpanie, przejmujące zimno, niepewność, obawę, zniechęcenie, ale też wiarę, nadzieję, ekscytację, zachwyt, radość, uniesienie. I strach. Monika Witkowska nie wyolbrzymia bowiem swojego wyczynu (choć niewątpliwie był to spory wyczyn i wielki sukces), nie kreuje się na bohaterkę, lecz otwarcie przyznaje się do odczuwanego w drodze na szczyt strachu o swoje życie, mówiąc o tym w sposób prosty i naturalny. A jak mogłam przekonać się w trakcie lektury, groźnych i niebezpiecznych momentów podczas wyprawy nie brakowało, a Everest dał niejedną lekcję pokory tym, którzy odważyli się zdobyć jego szczyt.
Miałam już okazję czytać różnego autorstwa książki opowiadające o wysokogórskich wyprawach, w tym także na Everest. Na tej podstawie miałam więc już pewne pojęcie, jak taka ekspedycja wygląda. Jednakże dopiero książka Moniki Witkowskiej uświadomiła mi to w pełni, dając dokładny obraz takiego przedsięwzięcia. Autorka opowiada tu nie tylko o trudach wyprawy, nie skupia się wyłącznie na swoim sukcesie zdobycia szczytu, ale dość dokładnie prezentuje też tę ekspedycję od strony organizacyjnej i technicznej.
Miałam okazję przekonać się, ile trudu trzeba włożyć w jej organizację, jak wyglądają wszelkie przygotowania, takie jak wybór agencji kierującej wyprawą, zdobywanie funduszy, praca nad kondycją fizyczną oraz gromadzenie sprzętu.
Monika Witkowska pisze w książce również o konieczności aklimatyzacji w górach wysokich, wyjaśniając, dlaczego jest konieczna i dokładnie opisując, na czym polega. Przestrzega też przed niebezpiecznym „cichym zabójcą”, jak nazywa chorobę wysokościową, często dopadającą wspinaczy wysokogórskich.
Dzięki tej opowieści dowiedziałam się, jak wygląda normalne życie w bazie oraz kolejnych obozach zakładanych w drodze na szczyt – w jaki sposób i z czego przygotowuje się posiłki, w jakich warunkach odbywa się spanie i odpoczynek, jak przedstawia się sprawa z zachowywaniem higieny podczas wyprawy.
Autorka książki, opierając się na własnych doświadczeniach, daje też cenne rady na temat tego, jak się ubrać i jaki sprzęt należy zabrać ze sobą, wybierając się na szczyt Everestu.
Jednak to nie wszystko. W książce Moniki Witkowskiej znaleźć możemy wiele rozmaitych ciekawostek dotyczących przede wszystkim samego Everestu, ale też Himalajów.
Autorka wyjaśnia, skąd wzięła się nazwa Everestu oraz jakie są inne, lokalne nazwy i co oznaczają. Przybliża krótko historię pierwszego wejścia na Everest oraz postać pierwszego potwierdzonego zdobywcy tego szczytu. Nawiązuje również do nierozwiązanej, jak dotąd, największej zagadki światowego himalaizmu, jaką jest pytanie o to, kto naprawdę był pierwszy na szczycie Everestu: Edmund Hillary czy George Mallory i Andrew Irvine.
W książce znajdziemy kalendarium najważniejszych wypraw w historii Everestu, oraz statystyki dotyczące wejść na tę górę oraz śmierci wspinaczy na przestrzeni sześćdziesięciu lat zdobywania szczytu. Monika Witkowska prezentuje również sylwetki największych światowych himalaistów, wspomina przy tym jednego z najwybitniejszych polskich himalaistów: Jerzego Kukuczkę.
Ponadto przeczytamy tu o rozmaitych, czasami dość oryginalnych rekordach związanych z Everestem oraz o odbywających się tam zawodach w biegu spod szczytu tej góry.
Jak już wspomniałam, nie tylko o samym Evereście pisze autorka. W książce zamieściła również inne informacje, choć także pośrednio związane z Górą Gór. W trakcie czytania dowiemy się, kim są żyjący w Himalajach Szerpowie, jak wygląda ich praca oraz życie rodzinne, co mogą oznaczać ich imiona. Poznamy też wierzenia Szerpów i Tybetańczyków dotyczące gór. Monika Witkowska wyjaśnia znaczenie i symbolikę kolorowych buddyjskich flag modlitewnych oraz buddyjskiej mantry, a także himalajskiego amuletu dżi. Opowiada również, jak wygląda pudża – uroczyste buddyjskie błogosławieństwo, bez którego Szerpowie nie wyruszają na górską akcję. W takiej pudży autorka też uczestniczyła, stąd mamy w książce dokładny i obrazowy jej opis. A jeśli ktoś planuje wybrać się w Himalaje, z pewnością przyda mu się zamieszczony tu mini słowniczek języka Szerpów, zawierający zwroty przydatne w kontaktach z tym ludem.
Ile szczytów ma Korona Ziemi – siedem czy dziewięć – i skąd wzięły się takie rozbieżności? Co składa się na Koronę Himalajów? Co to jest Strefa Śmierci? Czym różni się himalajski jak od naka? Dlaczego w górach wysokich tak trudno jest ugotować jajko? Czym jest tzw. okno pogodowe? Na te pytanie także odpowiedź znajdzie ten, kto sięgnie po książkę „Everest. Góra Gór”.
Dzięki tym różnorodnym i licznym ciekawostkom książka Moniki Witkowskiej stanowi świetne i rzetelne źródło wiedzy na temat Everestu – jego historii i czasów współczesnych. Choć już wcześniej pewną wiedzę o tej górze posiadałam, przekonałam się, że była ona jednak niepełna, teraz zaś ją uzupełniłam i znacznie wzbogaciłam. Zdobyłam wiele interesujących informacji, w tym również takich, z którymi nigdzie do tej pory się nie zetknęłam.
Myślę, że chyba nie muszę szczególnie podkreślać tego, iż jestem tą książką zachwycona. Jak napisałam wcześniej, biorąc ją do ręki, spodziewałam się zajmującej i pasjonującej lektury i rzeczywiście, taka była. Jednak otrzymałam dużo więcej, niż oczekiwałam. Ta książka zawładnęła całkowicie moimi myślami i moją wyobraźnią. A wszystko dzięki fascynującej tematyce, która zresztą znajduje się w kręgu moich zainteresowań, niezwykle ciekawej dla mnie treści, a także pasji, która emanuje z tej opowieści, jest wyczuwalna w niemal każdym jej zdaniu. Tej pasji, którą autorka dzieli się z czytelnikami. Chętnie czytam właśnie takie książki, które są jakby namacalnym dowodem na to, iż można spełniać swoje marzenia, nawet te, które wydawałyby się niemożliwe do spełnienia, pod warunkiem, że do tych marzeń dołoży się upór, siłę ducha i pracę. Monika Witkowska z pewnością należy do tych osób, które tak właśnie realizują swoje pasje. Sama zresztą podkreśla w książce: „Na szczęście należę do ludzi, którzy uważają, że chcieć to móc i marzenia mogą się spełniać, chociaż trzeba im w tym pomóc”. Cytuje przy tym słowa Heraklita z Efezu, które, moim zdaniem, mogłyby stanowić jej motto życiowe: „Kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie”. Myślę, że można je również uznać za główne przesłanie książki „Everest. Góra Gór”, przesłanie, które może wielu czytelników zainspirować i zmotywować do spełniania własnych marzeń.
Dodam jeszcze, że książka jest bardzo starannie wydana. Układ treści jest przejrzysty – strony, na których znajdują się informacje i ciekawostki na temat Everestu odróżniają się kolorystycznie od stron z zapisem relacji z ekspedycji. Na końcu dołączony został słowniczek wspinaczkowy, zawierający wyjaśnienia terminów związanych z górami i himalaizmem. Znajdziemy tu także wiele ciekawych, barwnych zdjęć, oddających piękno Himalajów oraz atmosferę wyprawy. To także, w połączeniu z treścią, sprawia, iż czytanie książki Moniki Witkowskiej jest czystą przyjemnością.
Jestem pod dużym wrażeniem, jakie wywarła na mnie ta opowieść. Jej autorka po raz kolejny mnie nie zawiodła. Ta książka porywa, fascynuje, czaruje, gwarantując czytelnikowi szeroki wachlarz emocji. Nie poznać jej to niepowetowana strata, szczególnie dla miłośników literatury podróżniczej i górskiej. Jeśli więc lubicie relacje z wypraw, ta książka jest adresowana właśnie do Was. To wyśmienita lektura, którą można delektować się niczym najwyborniejszą potrawą. Ja już się w niej rozsmakowałam, teraz kolej na Was! Szczerze polecam!
info.arttravel.pl Dorota
Fotografia kulinarna dla blogerów
Od czasu do czasu lubię coś sfotografować dla rozrywki. Często na plan wchodzi natura, głównie kwiaty z mojego ogrodu ale także to co kocham najbardziej, a mianowicie zachody słońca. Nie uważam się za mistrza fotografii, bo raczej to ja od mistrzów uczę się. Tym razem postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej na temat fotografii kulinarnej. Nasza recenzentka - Karina - jest znakomita w kuchni więc ktoś musi zacząć uwieczniać jej znakomite smakołyki, prawda ?! :)
Idealna dla blogerów kulinarnych....
Fotografia kulinarna dla blogerów dzieli się na 4 części:
- Elementarz,
- Kreatywność,
- Stylizacja,
- Kruczki i sztuczki, czyli praktyka
Gdy pierwszy raz otworzyłam książkę moją uwagę od razu przykuł prosty i jakże zrozumiały język autora, w stosunku do czytelnika.
Jeśli jesteś początkowym fotografem, to coś dla Ciebie!
Matt przedstawia nam wiele przydatnych tematów technicznych m.in oświetlenie, balans bieli itp. Nie brakuje też lekcji praktycznych dotyczących, np. perspektywy. Na samym końcu znajdziemy wiele porad i spostrzeżeń ze strony autora, w trudnych do sfotografowania potraw ( głównie są to makarony, czy napoje) Znajdziemy tutaj wiele odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Zaskoczyło mnie to, że sam Matt twierdzi i przekonuje innych, że nie trzeba wydawać pieniędzy na drogie sprzęty, jakim są namioty bezcieniowe czy blendy. Urzekło mnie wiele kolorowych fotografii dzięki którym spokojnie mogłam odróżnić jak zostało wykonane zdjęcie.
Osobiście polecam tą książkę osobom początkującym, które chcą swoim zdjęciom nadać większej perfekcyjności. Osoby z dużym doświadczeniem mogą nieco się "nudzić", bo pewnie sztuczki Matta wydadzą się im nienowe i banalne. Coś lekkiego, przyjemnego.... w sam raz na wakacje!
Idealna dla blogerów kulinarnych....
Fotografia kulinarna dla blogerów dzieli się na 4 części:
- Elementarz,
- Kreatywność,
- Stylizacja,
- Kruczki i sztuczki, czyli praktyka
Gdy pierwszy raz otworzyłam książkę moją uwagę od razu przykuł prosty i jakże zrozumiały język autora, w stosunku do czytelnika.
Jeśli jesteś początkowym fotografem, to coś dla Ciebie!
Matt przedstawia nam wiele przydatnych tematów technicznych m.in oświetlenie, balans bieli itp. Nie brakuje też lekcji praktycznych dotyczących, np. perspektywy. Na samym końcu znajdziemy wiele porad i spostrzeżeń ze strony autora, w trudnych do sfotografowania potraw ( głównie są to makarony, czy napoje) Znajdziemy tutaj wiele odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Zaskoczyło mnie to, że sam Matt twierdzi i przekonuje innych, że nie trzeba wydawać pieniędzy na drogie sprzęty, jakim są namioty bezcieniowe czy blendy. Urzekło mnie wiele kolorowych fotografii dzięki którym spokojnie mogłam odróżnić jak zostało wykonane zdjęcie.
Osobiście polecam tą książkę osobom początkującym, które chcą swoim zdjęciom nadać większej perfekcyjności. Osoby z dużym doświadczeniem mogą nieco się "nudzić", bo pewnie sztuczki Matta wydadzą się im nienowe i banalne. Coś lekkiego, przyjemnego.... w sam raz na wakacje!
justbooks17.blogspot.com Monika R., 2014-08-02
Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca
Wpadła mi w ręce kolejna książka, którą wydawnictwo Helion opublikowało w marce Editio. Katarzyna Droga, redaktor naczelna magazynu Sens (psychologiczny, powiązany z miesięcznikiem Zwierciadło), opisała losy własnej rodziny. Jeszcze czytam, jestem dopiero za połową, ale, ponieważ książka ciekawa, dni wciąż wakacyjne, ktoś może szukać lektury na lato, zdecydowałam – napiszę recenzję już dziś. A nuż kogoś namówię na czytanie?
„Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca” – taki nosi tytuł ta kobieca z każdej perspektywy książka. Począwszy od osoby autorki, przez sposób pisania, temat, aż po adresatkę – wszystko to bardzo spójna, bardzo dobrze napisana literatura kobieca. Taka, w której czas płynie raczej niespiesznie, straszne momentami zdarzenia opisane są łagodnie i bez okrutnych szczegółów, duży nacisk kładzie się na relacje międzyludzkie, emocje i odczucia. Wszystko to razem składa się na magiczna historię rodzinną.
Katarzyna Droga potrafi pisać, widać także, że pisać lubi. „Pokolenia…” są smakowicie grube, co szczególnie cenię w książkach, które zapraszają do czytania już od pierwszych zdań. Autorce należy się ogromny szacunek za ogrom pracy dokumentalnej, jaką musiała wykonać, by w ogóle przystąpić do dzieła. Nie wiem, jaka część opowieści o XX-wiecznych losach jej rodziny wiernie trzyma się faktów, niemniej jednak całość jest bardzo dobrze osadzona w faktycznych wydarzeniach, postaci pięknie przedstawione, każdy z bohaterów został ożywiony i zaprezentowany tak, by czytelnik czuł, że zna go osobiście. Katarzyna Droga powstrzymuje się przy tym od moralizowania, nic tutaj nie jest biało-czarne, nie ma ludzi kryształowo czystych, ani też do gruntu złych.
Powoli kończę, bo czas wrócić do lektury. Pozwólcie, że zanim to zrobię, dołożę kropelkę dziegciu do beczki miodu. Atak Niemców na ZSRR miał miejsce w roku 1941, nie zaś w 1940! Jednak… kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamieniem :)
Lekturę gorąco polecam
„Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca” – taki nosi tytuł ta kobieca z każdej perspektywy książka. Począwszy od osoby autorki, przez sposób pisania, temat, aż po adresatkę – wszystko to bardzo spójna, bardzo dobrze napisana literatura kobieca. Taka, w której czas płynie raczej niespiesznie, straszne momentami zdarzenia opisane są łagodnie i bez okrutnych szczegółów, duży nacisk kładzie się na relacje międzyludzkie, emocje i odczucia. Wszystko to razem składa się na magiczna historię rodzinną.
Katarzyna Droga potrafi pisać, widać także, że pisać lubi. „Pokolenia…” są smakowicie grube, co szczególnie cenię w książkach, które zapraszają do czytania już od pierwszych zdań. Autorce należy się ogromny szacunek za ogrom pracy dokumentalnej, jaką musiała wykonać, by w ogóle przystąpić do dzieła. Nie wiem, jaka część opowieści o XX-wiecznych losach jej rodziny wiernie trzyma się faktów, niemniej jednak całość jest bardzo dobrze osadzona w faktycznych wydarzeniach, postaci pięknie przedstawione, każdy z bohaterów został ożywiony i zaprezentowany tak, by czytelnik czuł, że zna go osobiście. Katarzyna Droga powstrzymuje się przy tym od moralizowania, nic tutaj nie jest biało-czarne, nie ma ludzi kryształowo czystych, ani też do gruntu złych.
Powoli kończę, bo czas wrócić do lektury. Pozwólcie, że zanim to zrobię, dołożę kropelkę dziegciu do beczki miodu. Atak Niemców na ZSRR miał miejsce w roku 1941, nie zaś w 1940! Jednak… kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamieniem :)
Lekturę gorąco polecam
grafomanya.wordpress.com Wasza Zaczytana Złoto Usta, 2014-08-04