×
Dodano do koszyka:
Pozycja znajduje się w koszyku, zwiększono ilość tej pozycji:
Zakupiłeś już tę pozycję:
Książkę możesz pobrać z biblioteki w panelu użytkownika
Pozycja znajduje się w koszyku
Przejdź do koszyka

Zawartość koszyka

ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Calder. Narodziny odwagi

Mia Sheridan, do niedawna jeszcze nieznana w naszym kraju, w ostatnim czasie podbija serca polskich czytelniczek. Autorka z wielkim sukcesem wdarła się na nasz rynek księgarski. Jej powieści są niezwykle klimatyczne i pełne wzruszeń. Swoją serię „Sign of Love”, Mia zapoczątkowała w 2013 roku, wydając debiutancką powieść, zatytułowaną „Leo”. Książka przypadła do gustu Amerykankom, a autorka sukcesywnie zaczęła wydawać kolejne powieści z tej serii. Jej powieść „Bez słów” jeszcze niedawno odniosła wielki sukces na polskim rynku wydawniczym. Moją krótką recenzję na podstawie anglojęzycznej wersji znajdziecie tutaj. Krótko po niej w naszych księgarniach, miałyśmy przyjemność zaopatrzyć się w kolejną - „Stinger. Żądło namiętności” , o której również pisałam na swoim blogu tutaj. Obecnie mam przyjemność podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat ostatnio wydanej u nas powieści Mii, zatytułowanej „Calder. Narodziny odwagi.”
 
Krótko na temat fabuły.
 
Na samym wstępie, autorka przytacza Legendę o Wodniku, co sugeruje, że ten znak zodiaku będzie motywem przewodnim całej powieści. Jeśli czytaliście przeprowadzony przeze mnie jakiś czas temu wywiad z Mią Sheridan (jeśli nie, znajdziecie go tutaj), zapewne wiecie, iż Mia w swoich powieściach próbuje wykreować postaci, które charakteryzują się cechami przypisywanymi danemu znakowi zodiaku i stawia na ich drodze życiowej różne przeciwności. Autorka dobrze się bawi, starając się dokonać dogłębnej analizy psychologicznej swoich bohaterów w obliczu trudów oraz w czasie prób ich przezwyciężania.
 
 
Calder jest bohaterem stworzonym na wzór legendarnego Ganimenedesa, który był czczony jako Wodnik. Nasz bohater mieszka i wychowuje się w zamkniętej społeczności, w sekcie, gdzie każdy jej członek ma swoje własne miejsce i nikt nie ma prawa liczyć na to, że zajmie wyższe stanowisko. Wszyscy jej członkowie mają swoje zadania, które wykonują bez szemrania. Nie kontaktują się ze światem zewnętrznym. Tylko przywódcy mają prawo wychodzić poza zamkniętą posiadłość. Calder również miał swoje zadanie, gdyż został mianowany nosicielem wody. Jako mały chłopiec głęboko wierzył w nauki swojego przywódcy, Hektora. Dlatego kiedy poznał małą Eden był przekonany, że jej przeznaczeniem jest zostać żoną Hektora i matką wszystkich współwyznawców, która wraz z mężem poprowadzi ich do krainy szczęścia, do Elizjum.

Jednak z biegiem czasu Calder zauważa w Eden kobietę, której zaczyna pożądać i w której się zakochuje. Od tej chwili ten młody mężczyzna toczy nieustanną walkę pomiędzy tym w co wierzy, a tym czego pragnie. Jak się ta walka zakończy? Przekonajcie się sami, sięgając po lekturę powieści Mii Sheridan „Calder. Narodziny odwagi”.
 
Powieść pełna wzruszeń.
 
Mia Sheridan jest znana czytelnikom z tego, iż jej powieści są pełne wzruszeń i nostalgii. Nie brakuje tego również w „Calderze.” Zagłębiając się w fabułę, czytelnik na równi z bohaterami przeżywa chwile bólu, tęsknoty oraz zwątpień, gdyż postaci są tak doskonale wykreowane, że bez trudu możemy się z nimi utożsamiać.
 
Chylę czoła przed autorką za pomysł umieszczenia akcji w takiej a nie innej scenerii. Ze zgrozą w sercu czytałam o warunkach, w jakich żyją członkowie sekty, pięknie nazwanej przez Hektora Arkadią. Ze wściekłością czytałam o jawnej niesprawiedliwości, jaka w niej panuje. No bo do czegóż to podobne, że zwykli robotnicy żyją w skrajnej nędzy i mogą korzystać tylko z plonów ziemi, a przywódcy mogą korzystać z cywilizowanego świata i z jego dóbr? Jakież emocje czułam, czytając kazania Hektora, który twierdził, że jest ojcem wszystkich członków zgromadzenia, że jest prorokiem, a jego słowa są święte i należy postępować zgodnie z jego widzimisię! Mało tego! Ten człowiek stworzył swoją własną „Świętą księgę”, którą kazał wszystkim czytać tak jak wielu ludzi czyta „Biblię” czy „Koran”. Cała społeczność Arkadii musiała się podporządkować jego woli... Hektor natomiast mógł ich chwalić lub, jeśli w jego mniemaniu zasłużyli na karę, karać, skazując na ból fizyczny i poniżając...
 
Podsumowanie
 
Mia Sheridan, moim skromnym zdaniem, jest mistrzynią słowa pisanego. Jej powieści są cudowne! Są doskonale przemyślane od początku do końca. W przypadku „Caldera” już sam prolog wywołał u mnie ogromne zainteresowanie i wprost wbił mnie w fotel. Nie mogłam się oderwać od książki, gdyż przez cały czas miałam nadzieję, że dowiem się w końcu co się stało i dlaczego. Zakończenie natomiast sprawiło, że rozpadłam się na kawałki, a pozbieram się w całość zapewne dopiero po przeczytaniu drugiej części.
 
Mia Sheridan zastosowała tu narrację pierwszoosobową i oddała w ten sposób głos obojgu bohaterom, dzieląc powieść i przeplatając ją rozdziałami poświęconymi każdemu z nich. Czytelnik z pierwszej ręki dowiaduje się o kolejnych wydarzeniach z życia Caldera i Eden, poznaje ich myśli, odczucia oraz motywy, jakimi się kierują, próbując pokonać przeciwności losu. Dzięki temu zabiegowi autorka dokonała głębokiej analizy psychologicznej kreowanych przez siebie postaci, a czytelnik łatwo może się z nimi utożsamiać.
 
„Calder. Narodziny odwagi” jest przepiękną powieścią o miłości. Jednak znajdziecie w niej nie tylko to. Jest to również wspaniała opowieść, ukazująca życie w zamkniętej społeczności, zdominowanej przez samozwańczego przywódcę i guru. Z pierwszoosobowej relacji dwójki głównych bohaterów, dowiecie się jak to jest, kiedy człowiek poddawany jest przysłowiowemu praniu mózgu do tego stopnia, że godzi się na jawną niesprawiedliwość, która panuje w sekcie. Z zapartym tchem będziecie śledzić proces dojrzewania Caldera i Eden, kiedy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że zostali ograbieni z życia i własnej tożsamości, i podejmują decyzję o ucieczce oraz kiedy postanawiają walczyć o wspólną przyszłość.
 
Powieść Mii Sheridan już od pierwszej strony wzbudza zainteresowanie. Czytelnik nie jest w stanie odciąć się emocjonalnie od opisywanych w niej wydarzeń. Przygotujcie się na to, iż w trakcie lektury „Caldera...” poczujecie całą gamę emocji – od wzruszenia po szok, od zaskoczenia po nienawiść i niechęć. Przygotujcie się na to, iż nie będziecie w stanie oderwać się od tej historii, póki nie przeczytacie ostatniej strony... A po zakończeniu pozostaniecie z uczuciem niedosytu i z niecierpliwością będziecie oczekiwać kolejnej części, która niebawem pojawi się w naszych księgarniach.
 
Gorąco polecam!
Literacki Świat JoKo Joko; 2016-06-19

Calder. Narodziny odwagi

Uczucie, które rodzi się wbrew przeznaczeniu.
Miłość, której sprzeciwiają się sami bogowie.
Zakazany owoc, którego słodki smak pcha w ramiona grzechu.
 
Ludzie w Akadii czekają na dzień ostateczny, gdy nadejdzie powódź i wraz z ich przywódcą oraz jego umiłowaną trafią do Elizjum – raju, w którym wynagrodzone będzie doczesne poświęcenie. Tak głosi przepowiednia, więc nikt nie podważa roli, którą w tym wszystkim odegra młodziutka Eden – wybranka Hectora, przewodnika apokaliptycznej sekty. Nikt, oprócz samej dziewczyny oraz Caldera, któremu głos serca otwiera oczy na prawa społeczności, według których żyje się w Akadii. Zakochani są gotowi walczyć o swoją miłość, jednak silne sidła sekty pokażą im, jak ciężko jest sięgnąć swoich pragnień oraz jak wiele kosztują marzenia. 
 
Gdy po raz pierwszy przeczytałam okładkowy opis „Caldera”, pomyślałam, że coś musiało mi się pomylić i w rzeczywistości przed oczami mam zarys fabuły zupełnie innej książki, napisanej przez nieznaną mi autorkę. Właściwie miałam cichą nadzieję, że tak właśnie jest, bo... "sekta? Serio, Mia? Ty tak na poważnie?" - taka właśnie była moja reakcja. Nie byłam przekonana do takiego pomysłu, wręcz miałam mnóstwo wątpliwości, ale mój czytelniczy instynkt podpowiadał mi, abym zaufała autorce, bo to w końcu Mia! Nasza nieoceniona Mia Sheridan! Mimo wszystko do powieści podeszłam z powściągliwością – lepiej miło się zaskoczyć, aniżeli ogromnie zawieść. Nie ma co ukrywać, iż pomysł na fabułę jest bardzo specyficzny, dlatego obawę – co do tego, jak autorka postanowi to ukazać oraz czy sprosta postawionemu sobie wyzwaniu – w tym wypadku uważam za w pełni uzasadnioną. Jednak Sheridan po raz kolejny z lekkością pokonała wszelkie trudności i ze znanym sobie wdziękiem napisała świetną powieść, ucierając tym samym nosa wszystkim, którzy choćby przez chwilę zwątpili w jej umiejętności. 
Autorka odwzorowała strukturę sekty, w swojej powieści sprawnie odtworzyła jej system funkcjonowania. Genialnie - nieprawdopodobnie, a jednak prawdziwie, ukazała sposób postrzegania tego wszystkiego przez samych członków organizacji – to jak ślepo podążają za swoim przywódcą, jak dają się omamić i wyzyskiwać, oraz jak w jego ręce oddają swoją wolność. My widzimy to właśnie tak, ale Mia zmienia nasze myślenie, dając do zrozumienia, że takie osoby są zaślepione wiarą i fanatycznie podążają za swoim przywódcą, bo w nim widzą lepsze życie. I choć mnie osobiście ciężko w to wszystko uwierzyć, to takie są realia, a autorka świetnie wykorzystała ten temat, jako podstawę swojej powieści. 
 
Cała akcja w książce dzieje się spokojnym tępem – bez pośpiechu, a można by wręcz powiedzieć, że beztrosko, choć trosk w w życiu bohaterów nie brakowało. Gdy miłość pomiędzy bohaterami zaczyna rozkwitać, a każdy kolejny dzień jest dla nich niepewny, wszystko nabiera delikatnego dynamizmu. Wszelkie zagrożenia, które grożą zakochanym ze strony sekty spowijają powieść niepewnością, bo ani my ani Eden oraz Calder nie wiemy, co czeka ich jutro. 
Wielu czytelników podczas czytania pomyśli, że Mia przegięła, bo stworzyła bohaterów idealnych – za idealnych. Być może to prawda i pewnie niejedna osoba będzie patrzeć krzywo na ten aspekt powieści, ale znajdą się tacy, którzy uznają taki zabieg za ogromny plus, bo to właśnie to nadało tej lekturze finezji i magnetyczności. „Calder” to kolejna powieść Sheridan, w której to postać męska stanowi atrakcyjniejszy element lektury. W tej ponad 350-stronicowej książce, w Calderze zachodzi ogromna zmiana – chłopak, który wierzył we wszystko, wraz z innymi ślepo podążał za Hectorem oraz pragnął poświęcić się dla swojej społeczności z kolejnymi stronami dorośleje, zaczyna się buntować przeciw temu, w co dotychczas powierzał wiarę, a jego poświęcenie zmienia swój cel, by wraz z zakończeniem powieści ten chłopak stał się mężczyzną walczącym o wolność oraz szczęście swoje, a także osób mu najbliższych. 
Na uznanie należy podejście autorki do scen seksu, którym w jej powieściach brak wulgarności, ale jednocześnie nie są nijakie. Wszystkie opisane przez nią zbliżenia intymne nakreślone są z niezwykłą subtelnością, nie tracąc przy tym namiętnego charakteru. Mia zabarwia wszystko romantyczną pożądliwością, tworząc zmysłowy nastrój, który otula czytelnika. 

„Calder. Narodziny odwagi” to kolejna świetna powieść Mii, która po raz kolejny udowadnia, że zasługuje na miano "bestselerowej autorki „New York Timesa”". Zakończenie lektury napawa mnie ogromnym bólem, który podsyciło zdanie "Ciąg dalszy w tomie Eden. Nowy początek" i z sercem pełnym żalu, ubolewam nad brakiem kontynuacji. A jeśli Wy jeszcze nie czytaliście powieści „Calder” lub innych książek autorki, to koniecznie to nadróbcie – myślę, że jej pozycje sprawdzą się idealnie na wakacyjny urlop.
be-here-now-and-forever.blogspot.com Minni; 2016-06-17

Calder. Narodziny odwagi

Mieszkańcy Akadii są całkowicie odcięci od świata oraz od wszelkiego rodzaju nowoczesnych maszyn, takich jak pralka czy telefon komórkowy. Wszyscy tworzą jedną wielką wspólnotę, która wzajemnie się wspiera oraz pomaga sobie w trudnych chwilach. Każdy może znaleźć w tym miejscu schronienie oraz nadać na nowo swojemu życiu jakiś sens. Wszyscy oni tworzą apokaliptyczną sektę, której przywódcą jest niezwykle charyzmatyczny oraz nieustępliwy Hector. To on jest dla wszystkich duchowym przywódcą i w ostatecznym momencie ma wszystkich poprowadzić do raju.Jednak czy jego przepowiednie naprawdę się spełnią? Czy życie we wspólnocie jest rzeczywiście takie sielankowe oraz szczęśliwe?
„To był pierwszy powiew wolności, jakiego doznałam od pięciu lat.”
Calder urodził się już w Akadii i od kiedy tylko pamięta, dobro wspólnoty było dla niego zawsze najważniejszym celem. Nigdy nie złamał żadnego zakazu i starał się jak najlepiej spełniać wszystkie swoje obowiązki. W życiu chłopaka ogromną rolę odgrywa jego rodzina, a szczególnie jego starsza siostra, której stan zdrowia coraz bardziej się pogarsza.W wieku dziesięciu lat Calder po raz pierwszy spotkał ośmioletnią Eden, która miała zostać w przyszłości żoną Hectora. To spotkanie już na zawsze zmieniło życie chłopaka, któremu z każdym następnym dniem coraz bardziej zależało na dziewczynie. Jak wiele Calder będzie w stanie poświęcić, żeby widywać się z dziewczyną? Czy jest w stanie zaryzykować swoje życie dla łączącego ich uczucia?
„ – Pragnąłem cię od tak dawna. Tak długo. Każdą świadomą chwilę. I w snach. Pragnę w ciebie zapaść, utonąć w tobie i nigdy się nie wynurzać. Pragnę, abyś była moja i tylko moja.”
Eden nie pamięta wiele ze swojej przeszłości. W wieku ośmiu lat została sprowadzona do Akadii i od tamtego czasu każdego dnia przygotowuje się do roli, którą ma w przyszłości odegrać. Dziewczyna ma poślubić Hectora, którego jednak nie darzy żadnym głębszym uczuciem. Spotkanie Caldera zmieniło w jej życiu wszystko oraz spowodowało, że wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. Z każdym następnym dniem łączące ich uczucie nabiera głębi i oboje czekają tylko na moment, w którym będą mogli się spotkać. Jednak gdyby ktoś dowiedział się o ich bliskich relacjach, to oboje mieliby poważne kłopoty. Czy Eden oraz Calder znajdą w sobie odwagę, żeby walczyć o ich miłość? Jak skończy się ich historia?
„ – Calder był dobrocią – czystą, nieskrywaną dobrocią. Emanował nią. Nie sposób było nie pragnąć utonąć w tym pięknie… czułam, że z chęcią mogłabym opleść jego kości i wdychać jego skórę. Przerażało mnie to i zarazem dawało ukojenie.”
Mia Sheridan zrobiła na mnie ogromne wrażenie, kiedy czytałam „Archer’s voice” (polskie „Bez słów”). Już wtedy wiedziałam, że na pewno sięgnę po inne napisane przez nią pozycje. Opis „Calder. Nardodziny odwagi” był niezwykle intrygujący i byłam ogromnie ciekawa, jak wątek sekty zostanie rozwinięty. To, co autorka zaserwowała swoim czytelnikom całkowicie przebija wszystko, co dotąd czytałam. Już samo miejsce akcji robi ogromne wrażenie i z całą pewnością jest zupełnie inne, niż w większości książek. Bohaterowie są niezwykle dobrze nakreśleni i z każdą następną stroną czytelnik coraz bardziej się do nich przywiązuje. To, co najbardziej mnie zachwyciło, to klimat tej książki, który przenosi nas do zupełnie innego świata.
Autorka ma niezwykle lekki styl pisania i potrafi zaciekawić oraz zaskoczyć czytelnika. Mimo iż akcja powoli nabiera tempa, to i tak już od pierwszy stron czytelnik poznaje losy bohaterów z zapartym tchem. Zakończenie całkowicie mnie rozbiło i już nie mogę się doczekać, żeby móc poznać dalsze wydarzenia. Naprawdę nie spodziewałam się, że ta książka zrobi na mnie tak duże wrażenie. Autorka w pełni zasługuje na słowa uznania i z całą pewnością sięgnę niedługo po jej inne książki. Jeśli jeszcze nie poznaliście historii Caldera oraz Eden, to naprawdę gorąco Was do tego zachęcam. Ta książka z całą pewnością Was nie zawiedzie!
addictedtobooks.blog.pl

Stinger. Żądło namiętności

Moja przygoda z twórczością Mii Sheridan zaczęła się od powieści„Bez słów”, która skradła moje sercechyba już na wieki. Tym razem dzięki uprzejmości wydawnictwaSeptem miałam okazję przeczytać kolejną książkę autorki pt. „Stinger. Żądło namiętności” Czy i ta powieśćwyryła się w moim sercu na zawsze? Zapraszam na recenzję.
 
Dwudziestotrzyletnia Grace Hamilton przyleciała do Vegas naZjazd Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Prawa. Po zameldowaniu się w hotelu, przypadkowo wpada na nieziemsko przystojnego Carsona Stingera, który jak się okazuje również przyjechał na zjazd... ale branży erotycznej, gdyż ten przystojniak to aktor filmów porno. Po tym spotkaniu oboje czują do siebie niechęć – Carson uważa, że Grace to sztywniara zadzierająca nosa, a Grece twierdzi, że to zadufany dupek, robiący obrzydliwe aluzje seksualne. Jednak życie lubi być przewrotne i znów stawia ich na swojej drodze. Tym razem w windzie, która ulega awarii. Podczas czasu, który spędzają razem, zmieniają zdanie na swój temat, a Carson składa dziewczynie nietypową propozycję, by to z nim spędziła ten weekend.
Pełne namiętności oraz pożądania chwile  muszą się jednak kiedyś skończyć, a żadne z nich nie przewidziało, że rozstanie może być tak trudne i bolesne. Te dwa światy nie mogły istnieć razem.
 
„- Zawsze będę o tobie myśleć podczas wsiadania do windy i oglądania wschodu słońca – powiedziała cicho, a głos złamał jej się na ostatnim słowie.
Popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się do niej niewyraźnie. Serce waliło mi głucho w piersi. Nigdy nie dowiem się, czy mogło być między nami coś więcej, i było to cholernie niesprawiedliwe. Pomyślałem o wszystkich rzeczach, które będą mi o niej przypominać – było ich zbyt wiele, żeby je wymieniać.
- A ja będę zawsze o tobie myślał podczas oglądania Titanica... albo kiedy zobaczę gdzieś jaskry – powiedziałem.”
 
W tamtej chwili nie wiedzieli jeszcze, że to przypadkowe spotkanie uratowało ich oboje przed życiowymi błędami i pozwoliło zacząć wszystko od nowa.
 
Kiedy niespodziewanie spotykają się po kilku latach, są już innymi ludźmi, każdy z własnym życiem. Ale przecież nigdy nie można się poddawać i należy walczyć do końca...
Czy to możliwe, że lata temu prócz pożądania połączyła ich także miłość?
 
„- Miłość nie zawsze ma sens. I na tym polega jej piękno, jej tajemnica – coś, czego cynicy wyśmiewający tak zwaną miłość od pierwszego z miejsca by zabronili, gdyby tylko mogli. Ale tajemnicy nie da się sfabrykować, skarbie.”
 
Cóż ja mogę napisać o tej książce??? Może tylko to, że kolejny raz zakochałam się w przepięknej historii, a bohaterowie skradli moje serce. Mia Sheridan nie zawiodła mnie, a przyznam się szczerze, że miałam pewne obawy, jednak okazało się, że niepotrzebnie. To naprawdę przepiękna opowieść o sile miłości, której nie mogą osłabić nawet lata. Bardzo spodobało mi się to, że autorka pokusiła się o bohatera, który pracuje w branży porno. To całkiem coś nowego, ciekawego, a nawet intrygującego. Ja osobiście nie spotkałam takiej postaci w żadnej z czytanych przeze mnie książek, więc dla mnie pomysł genialny.
 
„Stinger. Żądło namiętności” to naprawdę świetny erotyk połączony z wątkiem kryminalnym, a że uwielbiam erotyki i kocham kryminały, więc to dla mnie duet idealny. Oczywiście na pierwszym planie pojawia się nieziemskie, pełne namiętności przyciąganie dwójki naszych bohaterów, a sceny seksu wywołują rumieńce na twarzy, jednak autorka umiejętnie wplątała wątek kryminalny w swoją powieść. Dzięki temu książka prócz gorącego pożądania, zasnuta jest aurą tajemniczości. A to dodaje całości niesamowitego smaczku.
 
Oczywiście powieść ta to nie tylko sam seks, który naprawdę jest rewelacyjnie opisany. Autorka zawarła w swojej powieści wiele trudnych tematów. Pojawia się handel ludźmi, najczęściej kobietami, które są gwałcone, zastraszane oraz bite. Możemy również zobaczyć jak na nasze dorosłe życie ma wpływ dzieciństwo, które nie zawsze jest pełne miłości oraz ciepła. Więc to nie tylko lektura lekka, miła oraz przyjemna. To także coś głębszego nad czym warto się zastanowić.
 
Muszę także wspomnieć o bohaterach, którzy zostali bardzo dobrze wykreowani przez autorkę.
Grace to poukładana, zawsze wszystko planująca studentka prawa. Po odejściu matki, zastąpiła ją swoim młodszym siostrom. Dla ojca zawsze chciała być ideałem i w każdym aspekcie życia próbowała go zadowolić. Za to Carson to mężczyzna z trudnym dzieciństwem, mówiący o sobie, że grę w filmach porno przejął w genach po swojej matce. Wychowywała go babcia, której zawdzięcza wszytko to co najlepsze przydarzyło mu się w życiu.
 
Tak różni, a jednocześnie tak podobni do siebie. Ich spotkanie było najlepszą rzeczą, jaka mogła ich spotkać.
 
„W życiu spotykamy ludzi, którzy nas ratują, zarówno na duże, jak i na małe sposoby. Czasem ratunek oznacza, że ktoś cię uwolni z ciemnego pokoju bez okien albo wyciągnie z płonącego budynku. Ale znacznie częściej oznacza ratunek od samego siebie, a także to, że warto otworzyć się na miłość, bo miłość wcale nie jest bajką.”
 
Tę historie musicie po prostu przeczytać. Ta powieść to sinusoida emocji, które wlewają się w nasze ciało oraz duszę. To przepiękna historia o miłości, pożądaniu, namiętności, wypełniona po brzegi pikantnymi scenami seksu. Będzie smutno, wzruszająco, nieraz łza zakręci się w Waszym oku, ale będzie także wesoło, za sprawą niesamowicie zabawnych dialogów między bohaterami.
 
Tej powieści nie możecie przegapić!
 
Polecam!
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/ Sylwia Stawska; 2016-06-20

Sny Morfeusza

Gdy senne pragnienia stają się rzeczywistością...
…a ich moc zamienia się w koszmar. 
 
Serce Cassandry Givens już raz zostało oszukane, gdy zakochana kobieta została potraktowana, jak zabawka i rozrywka na chwilę. Teraz młoda architekt wie, że na facetów trzeba uważać, ale ciało nie zawsze słucha rozumu, a sprawy mogą skomplikować się jeszcze bardziej, gdy do gry dołączy serce.
Dziewczyna przeprowadziła się do Miami, by rozpocząć nowe życie pełne dobrych perspektyw. Bardzo szybko zostaje zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną na wymarzone stanowisko w świetnej filmie. Jednak wystarczy szalona noc i przypadkowy sex, by życie kobiety weszło w ostry zakręt, a jej senne pragnienia stały się rzeczywistością,. Gdy w świecie Cassandry pojawia się Morfeusz, jej ciało przejmuje kontrolę, jednak to Adam McKey, szef kobiety, ma wpływ na jej serce. 
 
Początek powieści to splot zbiegów okoliczności, można by powiedzieć, że dość nieprawdopodobnych, ale życie płata figle i czasem wszytko jest możliwe. Okazuje się, że świat jest mały i tajemniczy mężczyzna z klubu może okazać się Twoim szefem, a nawet lepiej, bo również facetem ze snów. I to właśnie spotkało główną bohaterkę. 
Cassanda nigdy nie przypuszczała, że zabawi się z przypadkowym mężczyzną - nie była z tych dziewczyn, które wybierają się do klubu, by przypieczętować wieczór seksualną przygodą. Jednak nieudana randka pokonuje jej zasady moralne i kobieta choć raz chce zaszaleć i tego nie żałować. Ale trafił się jej niewłaściwy facet, taki który być może będzie miał na nią zgubny wpływ - szczególnie, że Morfeusz tak szybko nie zniknie z życia dziewczyny, jak się tego spodziewała. Wszystko się komplikuje, gdy Cassandra rozpoznaje w swoim szefie mężczyznę poznanego w klubie Mirrors, a on wciąga ją w swój tajemniczy i niebezpieczny świat. Główna bohaterka zostaje wmieszana w skomplikowany układ pomiędzy nią, a Adamem. 

„Sny Morfeusza” to powieść, w której rozum głównej bohaterki walczy z ciałem oraz sercem i przez większą cześć lektury Cassandra jest rozdarta pomiędzy tym, co powinna zrobić, a czego pragnie. Było to bardzo widoczne, ponieważ autorka w pewnym momencie wpadła w błędne koło – pożądanie ----> nienawiść ----> pożądanie ----> nienawiść. Zabieg ten dostrzegalny był przede wszystkim przy początkowej części znajomości Adama i jego nowej pracownicy. W następnych etapach fabuła nabiera ostrości, dochodzi kilka pobocznych wątków, przez co autorka już tak ślepo nie podąża wyznaczonymi sobie schematami i rozkręca swoją powieść.K.N Haner zrobiła jednak coś niesamowitego! To koło, w którym okręcała losy bohaterów, hipnotyzowało – w jakiś magiczny sposób, czytelnik pomimo powtarzających się zabiegów nie może oderwać się od lektury, ponieważ fascynują go obecne zdarzenia i intryguje dalszy bieg wydarzeń! To było jak iluzja, która ponad 4-stu stronicową lekturę zmniejszyła o połowę. Zasugerowałabym, iż autorka minęła się z powołaniem i powinna zostać magikiem, jednak nie ośmielę się, gdyż nie miałabym wtedy okazji poznać jej zdolności pisarskich.

Nie śmiałabym pominąć Adama, który również zasługuje na kilka słów. Został wykreowany na osobę tajemniczą i nieprzewidywalną, potrafi być również okrutny oraz bezwzględny. 
To właśnie on dodaje tej powieści erotycznego posmaku oraz szczyptę pikanterii. Jego nieobliczalna osobowość oraz liczne sekrety stawiały pod znakiem zapytania to, co zdawało się być oczywiste biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia w powieści. I o ile z Cassandry można czytać, jak z otwartej księgi, tak Adam jest dla czytelnika zagadką. Gdy tylko gdzieś się pojawiał, robiło się zamieszanie, to też właśnie stało się w życiu głównej bohaterki, a autorka wszystko zgrabnie opisała.
 
„Sny Morfeusza” to powieść erotyczna, więc oczywiste jest, że opiera się na seksualnym podłożu, jednak autorka dała z siebie jeszcze więcej i dobarwiła swoją historię – połączyła seks z romansem, co rozpieszcza zmysły, ale także pobudza serce. Historia Cassandy i Adama jest często bardzo brutalna i mocna, jednak nie brakuje jej czułych momentów, które bardzo ładnie uspokajają ożywione nerwy czytelnika. Napięcie jednak rośnie czym bliżej końca, robi się gorąco i niebezpiecznie, a Epilog jedynie wszystko podsyca. 
K.N. Haner świetnie dostosowała styl do gatunku, w którym tworzy – było ordynarnie, wyraziście i ostro, ale przede wszystkim to wszystko było rozważnie dawkowane i nawet osoba rzadko sięgająca po erotyki, po jakimś czasie oswaja się ze słownictwem. 
 
Polska autorka stworzyła powieść pełną sprzeczności – schematyczną, a jednocześnie hipnotyzującą, brutalną i zmysłowa, przewidywalną, a jednak zaskakującą – i chyba właśnie to w „Snach Morfeusza” jest najpiękniejsze. Osobiście już nie mogę doczekać się kontynuacji! 

 
be-here-now-and-forever.blogspot.com Minni; 2016-06-24