×
Dodano do koszyka:
Pozycja znajduje się w koszyku, zwiększono ilość tej pozycji:
Zakupiłeś już tę pozycję:
Książkę możesz pobrać z biblioteki w panelu użytkownika
Pozycja znajduje się w koszyku
Przejdź do koszyka

Zawartość koszyka

ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Bieganie metodą Gallowaya. Ciesz się dobrym zdrowiem i doskonałą formą!

Bieganie to najprostszy i najtańszy ze wszystkich znanych człowiekowi sportów. Jego uprawianie wymaga jednak odpowiednich przygotowań oraz dostatecznego samozaparcia - przepis na jedno i drugie znajdziesz w książce Jeffa Gallowaya.

Bieg z przerwami wypoczynkowymi

Genialna w swej prostocie metoda Gallowaya znana jest chyba wszystkim entuzjastom biegania. Amerykański biegacz i teoretyk jogginu proponuje, by do naszych treningów biegowych wprowadzić cykliczne przerwy na marsz, dzięki, którym poprawimy swoją wydolność i lepiej rozplanujemy siły, nie tylko na dłuższych dystansach. Pierwsze efekty, jeśli wierzyć autorowi, można osiągnąć w przeciągu sześciu miesięcy.
Naprzód marsz!

Przerwy marszowe, które proponuje nam Galloway należy wprowadzać już w pierwszych treningach i nawet po przebiegnięciu stosunkowo krótkiego dystansu. 1-2 minutowy marsz po każdych 3-8 minutach biegu pozwala nam na zaoszczędzanie energii, panowanie nad zmęczeniem i ,co najważniejsze, efektywniejszy trening. Wbrew temu, co można by sądzić, im więcej przerw marszowych robimy, tym lepiej. "Bieganie metodą Gallowaya" to jednak znacznie więcej, niż tylko książka o rozsądnym wydatkowaniu energii.
Mistrz maratonu krok po kroku

Galloway prowadzi nas przez meandry dietetyki, fizjologii i profesjonalnego treningu. Doradza, jak kontrolować wagę i puls, wytyka podstawowe błędy popełniane w ćwiczeniach oraz przedstawia schematy budowy najważniejszych mięśni. Kolejne rozdziały książki omawiają m.in. techniki motywacyjne podczas codziennego treningu i biegu na zawodach, jogging kobiet w ciąży czy przygotowanie do biegania w warunkach ekstremalnych. Poradom tym towarzyszą, wplecione w poszczególne rozdziały, anegdotki i historie z życia autora lub znanych mu osób. Wszystko sprawia, że książkę czyta się bardzo dobrze i niezwykle szybko.

Poradnik rzemieślnika

Jeśli szukasz książki, która zmieni całe twoje podejście do biegania, to będziesz rozczarowany. Galloway nie przedstawia żadnej cudownej recepty na to, jak w miesiąc zostać biegaczem lub schudnąć 20 kilogramów w ciągu tygodnia, dzięki aktywności fizycznej. „Bieganie metodą Gallowaya” to raczej rzemieślniczy poradnik. Jest on przeznaczony tak dla początkujących adeptów osiedlowego dreptania, jak i dla tych, którzy planują w krótkim czasie startować w zawodach i półmaratonach. Galloway krok po kroku przedstawia wszystkie niezbędne etapy, jakie musimy przejść od entuzjasty-amatora do półprofesjonalnego biegacza. Co ważne, nie ogranicza on swoich porad jedynie do treningów.
Nie dla każdego

Autor stosunkowo mało miejsca poświęca trudnym początkom, z jakimi zmaga się każdy, kto rozpoczyna swoją przygodę z bieganiem. Książka przeznaczona jest przede wszystkim dla tych, którzy ze sportem tym już się zapoznali i są zdeterminowani na tyle, by kontynuować tą znajomość. Nie trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że początkowe rozdziały książki to tylko preludium do właściwej jej części, która przeznaczona jest dla chcących wkroczyć na drogę zawodowego biegania. Dla tych osób omawiany poradnik to nieoceniona pomoc w przygotowywaniu diety, treningu i planów ćwiczeniowych. I to głównie do nich adresowana jest książka Gallowaya.
Zdrowie.wieszjak.pl Przemysław Ziemichód

Czerpiąc ze źródła. Wykorzystaj Prawo Przyciągania, by osiągnąć bogactwo i szczęście

Nieskończona twórcza moc Uniwersalnego Umysłu znajduje się pod kontrolą świadomego umysłu jednostki. W każdej chwili możemy na własną prośbę otrzymać inspirację płynącą z Uniwersalnego Umysłu - o samospełniającej się przepowiedni, sprawczej mocy myśli i roli nastawienia w procesie działania napisano już niejedną pracę. Ludzie sukcesu swoimi osiągnięciami dają przykład prawdziwości tych teorii, a mimo szerokiego grona sceptyków, wciąż pojawiają się nowe dowody na to, że prawo przyciągania znacząco odmienia nasze życie.

Czerpiąc ze źródła to poradnik pokazujący nam, jak dzień po dniu można zamanifestować nasze marzenia i stać się szczęśliwym oraz spełnionym człowiekiem. Autorzy, William Gladstone, John Selby i Richard Greninger, ujawnili czytelnikom sekrety Charlesa Haanela, będące kompilacją filozofii Wschodu i Zachodu. To właśnie Haanel był tym, któremu udało połączyć się wyjątkowe zdolności - być zarówno praktycznym biznesmenem, jak i człowiekiem uduchowionym, zainteresowanym ezoterycznymi praktykami. On też był mistrzem słynnego Napoleona Hilla, który stał się sławny za sprawą swojej książki Myśl i bogać się, uznanej za najważniejszy poradnik samopomocy, jaki kiedykolwiek opublikowano. Teraz i my mamy szansę wkroczyć na inną drogę - samoświadomości, spełnienia, pod warunkiem oczywiście, że nasza aktywność nie ograniczy się do lektury książki Czerpiąc ze źródła, ale będziemy aktywnymi uczestnikami przemian w niej opisanych.

Techniki przywołane przez Gladstone’a Greningera i Selby`ego pozwalają osiągnąć zamierzone cele, a dzięki temu, że możliwa jest praca indywidualna nad nimi, każdy w swoim tempie i w domowym zaciszu może przygotować się do stawienia czoła zachodzącym w świecie zmianom. Pracę z poradnikiem można rozpocząć, w zależności od naszego stopnia znajomości tematu, od głównego materiału pozostawionego przez Charlesa Hannela, medytacji i ćwiczeń oddechowych bądź od początku, od wskazówek pochodzących od autorów.

Podczas „treningu” samoświadomości nauczymy się używać zdań naprowadzających, by kierować uwagę na nowe tory i wyciszyć swój umysł. Dzięki temu będziemy mogli otworzyć się na wskazówki płynące z naszego wyższego źródła. Stosując się do podanych rad, dostroimy się do głębokich pragnień i uczuć obecnych w naszym sercu i dowiemy się, czego naprawdę potrzebujemy w danej chwili. Na poziomie najgłębszych uczuć połączymy się z Twórczym Źródłem mocy i inspiracji. W ten sposób będziemy mogli doświadczyć przebłysku nowej idei i wizji tego, gdzie chcemy skierować naszą uwagę, by nadać swojemu życiu nową jakość. A to już najlepsza droga do osiągnięcia tego, co nas uszczęśliwi.

Czerpiąc ze źródła zawiera prostą, uniwersalną metodę do codziennego stosowania, zmierzającą do osiągnięcia ambitnych, długoterminowych celów. Dzięki stymulacji wyobraźni zdołamy popchnąć nasze życie do przodu i zaspokoić nasze pragnienia, w tym pragnienie dobrobytu. Mimo, że Haanel żył i pisał ponad sto lat temu, pozostając pod wpływem nowych, radykalnych teorii i naukowców takich jak Albert Einstein, to jego metoda związana z Uniwersalnym Umysłem jest… uniwersalna! Dlatego zacznij żyć uważnie. Nie minie dużo czasu, a doświadczysz przepływu zainteresowania życiem, zaś wszystkim sceptykom radzę wypróbować kolejne kroki w kierunku bogactwa i szczęścia. Nawet, jeśli metoda ta nie pomoże, to z pewnością nie zaszkodzi.
granice.pl Justyna Gul

Emocje ujawnione. Odkryj, co ludzie chcą przed Tobą zataić, i dowiedz się czegoś więcej o sobie

Dziewczyna marszczy brwi. Jest zdenerwowana? Zła? A może zmartwiona? O tym, jakie emocje można odczytać z ludzkiej twarzy, jakie miny sygnalizują określone odczucia i czy można kłamać z wykorzystaniem ruchów mimicznych, pisze w swojej książce „Emocje ujawnione” Paul Ekman, światowej sławy psycholog, pionier badań nad ekspresją mimiczną uczuć.

„Emocje decydują o jakości naszego życia – pisze we Wstępie Paul Ekman – (…) Mogą one ocalić nam życie, mogą również powodować prawdziwe szkody. Mogą stymulować nas do działania w sposób, który uznamy za realistyczny i odpowiedni do sytuacji, ale mogą też prowadzić nas do postępowania, którego będziemy późnej bardzo żałować”. Radość, gniew, smutek, zaskoczenie, wstręt, pogarda – wydaje nam się, że potrafimy rozpoznać każdą z tych emocji, wiemy, kiedy się pojawiają i z jaką mimiką wiążą. Czy aby na pewno?

Już we Wstępie Paul Ekman proponuje, by – przed przystąpieniem do lektury – rozwiązać test znajdujący się na końcu książki. Znajdziemy tam kilkanaście fotografii młodej kobiety (córki autora). Zadanie jest, wydawać by się mogło, banalne: należy zidentyfikować emocje pojawiające się na jej twarzy. Zaczynamy, zdjęcie numer jeden. Dziewczyna ma zmrużone oczy i lekko wydęte usta. Jest znudzona. Zaraz, zaraz… A może smutna? Kąciki jej warg jednak nie opadają, a brwi wydają się być zupełnie „płaskie”. Może więc zdegustowana? Zła?... Już przy pierwszych zdjęciach napotykamy więc na trudności: na jednej fotografii dziewczyna patrzy w obiektyw zza przymrużonych oczu, na innym ma zaciśnięte usta, zsunięte brwi, uniesiony kącik ust, zmarszczone czoło… Odczytywanie emocji, gdy nie znamy kontekstu, w którym się pojawiły, nagle okazuje się niezwykle skomplikowane. Jak więc interpretować emocje? Czy we wszystkich kulturach są one odzwierciedlane w postaci tych samych min i zachowań? I czy można kłamać posługując się mimiką twarzy?

Każdy, kto biorąc do ręki książkę Paula Ekmana, spodziewa się nieciekawego i mało odkrywczego poradnika, jest w błędzie. Już bowiem pierwszy jej rozdział rozwiewa wątpliwości: autor poświęcił na swoje badania całe dorosłe życie, a wnioski, które zbierał przez czterdzieści lat, są punktem wyjścia dla wielu rozważań natury neurologiczno-psychologiczno-kulturowej.

Jednym z najciekawszych fragmentów książki są opisy badań prowadzonych w latach 60. na terenie Nowej Gwinei – w wiosce ludu Fore. Czy jej mieszkańcy, nie mający nigdy kontaktu z zachodnią cywilizacją, różnią się od nas w sposobie przekazywania emocji? Czy łatwo zidentyfikować mimikę ich twarzy? Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, by nie psuć czytelnikowi przyjemności płynącej z czytania książki… Warto jednak zaznaczyć, że „wszyscy doświadczamy takich samych emocji, ale każdy z nas w inny sposób”. Rozróżnienie niektórych z nich jest oczywiste (wyraźna radość czy złość), podczas gdy inne są trudne do uchwycenia – chociażby dlatego, że pojawiają się na twarzy jedynie na ułamek sekundy (np. zaskoczenie). Uleganie emocjom wpisane jest w ludzką naturę, jednak sposób, w jaki je przekazujemy, różni się w zależności od rozmaitych czynników. Jak to możliwe?

Paul Ekman wplata w swoje naukowe teorie opowieści oraz relacje zdarzeń, których był świadkiem. Są one poparciem jego tez lub obrazują to, co udało mu się udowodnić w trakcie badań. Jedna z przytaczanych przez niego historii dotyczy kobiety, która dotarła do australijskiego szpitala z oddalonej o kilka mil wioski. Przyniosła ze sobą chore dziecko, które niestety zmarło. Autor, wraz z lekarzem, postanowili odwieźć ją z nieżywym potomkiem z powrotem do domu. Kobieta całą drogę milczała, trzymając na rękach martwe dziecko. Jej twarz była „bez wyrazu”. Gdy dotarli na miejsce, na widok swoich krewnych wyskoczyła jednak z auta i zaczęła szlochać. Czy to oznacza, że płakała na pokaz? Autor wyjaśnia: „(…) istnieje możliwość, iż nie przeżywamy tak naprawdę udręki, dopóki nie znajdziemy się w obecności ludzi, którzy dzielą z nami naszą stratę. Zdajemy sobie sprawę, co się stało, ale znaczenie tego wydarzenia zostaje wzbogacone, kiedy opowiadamy o tym innym osobom albo widzimy ich reakcję na naszą stratę”. Potrafimy więc stłumić nasze emocje i wybuchnąć dopiero w określonym momencie. Czy zatem potrafimy celowo wprowadzać innych w błąd za pomocą mimiki? Jak odczytać mikroekspresje, które pojawiają się na ludzkich twarzach? Czy umiemy je kontrolować?

Książka, wzbogacona fotografiami przedstawiającymi rozmaite emocje wypisane na twarzach ludu Fore, znanych polityków i osób prywatnych, wzbogacają ją i pozwalają na dokładne zbadanie tez forsowanych przez autora.

Dlaczego warto przeczytać „Emocje ujawnione”? To trudne pytanie. Sadzę, że książka zainteresuje osoby zaciekawione zarówno medycznym, jak i kulturowym kontekstem życia człowieka. Tych, którzy lubują się w lekturach psychologicznych, a także obserwatorów życia codziennego. Kto wie, może dzięki niej dowiedzą się także czegoś więcej o sobie?
Zdrowie.wieszjak.pl Marta Nowak

GRYWALIZACJA. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych

Refleksja nad grywalizacją, wyraźnie obecna w branży marketingowej, nie objęła jeszcze swoim zasięgiem innych środowisk. Po lekturze książki Pawła Tkaczyka mam pewność, że powinna do nich trafić - pojęcie grywalizacji okazuje się bowiem tak nośne, że da do myślenia każdemu, kto jest zainteresowany działaniem człowieka we współczesnym świecie.

"… do aktywności, w którą wcześniej zakradała się nuda, wróciła radość i zaangażowanie. To właśnie jest grywalizacja".


To krótkie podsumowanie grywalizacji - zjawiska, któremu autor poświęca ponad sto lekko napisanych, wciągających stron, trafia w sedno moich pedagogicznych marzeń. Lektura książki Pawła Tkaczyka przekonała mnie, początkowo sceptyczną, że mechanizmy kierujące zachowaniami gracza mogą pomóc w ich spełnieniu. Wniosków z tej lektury jest sporo, zatem - do rzeczy.


Bardzo ludzka gra
Grywalizacja w ujęciu Pawła Tkaczyka jest... bardzo ludzka. Autor pozbawił mnie bezboleśnie wielu stereotypowych przekonań na temat gier: aby grać w grę, nie musimy się godzić na dyktaturę komputerów i bezduszne zasady. W centrum grywalizacji stoi człowiek, jego potrzeby i upodobania.

Przykład. Tkaczyk znakomicie charakteryzuje znaczenie luki informacyjnej w grach i w edukacji. Aby podjąć działanie, rozpocząć poszukiwania, trzeba sobie uświadomić jakiś brak - czegoś nie wiemy, dlatego chcemy się nauczyć. Autor stawia niezwykle celne w kontekście edukacji szkolnej pytanie: “Jak powiedzieć dziecku, że się myli, nie karząc jednocześnie pomyłki?” (s. 107) Mamy prawo nie wiedzieć, nie umieć. Mamy prawo do błędu. Szkoła musi dawać uczniom poczucie kompetencji i bezpieczeństwa, budować zdrowe poczucie własnej wartości, które pozwala przyznać się do niewiedzy. Czy pomyślelibyście, że grywalizacja może dotyczyć tak subtelnych i ważnych spraw? W wydaniu Pawła Tkaczyka - tak.

Stworzeni, by grać?
Im więcej się dyskutuje o edukacji, tym bardziej trzeba uważać na śmiertelną powagę, jaka tej dyskusji towarzyszy. Nauka może się jawić jako nudny obowiązek. Bardziej postępowi postrzegają ją jako drogę do zaspokojenia ciekawości, co może z pewnością sprawiać przyjemność. Jednak i tej postawie towarzyszy czasem lekko nabożny stosunek do edukacji. W świetle grywalizacji zaś nauka może być po prostu zabawą, mało tego - nasza fizjologia zdaje się wskazywać, że to podejście jest najbliższe naszej naturze. Bowiem, jak podkreśla Tkaczyk “… gry bazują na emocjach, które uaktywniają się w najstarszych, gadzich częściach naszego mózgu, a części te są wspólne dla wielu, nawet prymitywnych gatunków”. Dobrym grom towarzyszy uczucie błogosławionej produktywności. Być może dzięki wykorzystaniu grywalizacji może ono towarzyszyć również nauce?

Dajmy uczniom możliwość wyboru
Spędzamy na nauce zbyt wiele czasu, by pozwolić sobie na traktowanie jej jak przykrego obowiązku. Mamy prawo czerpać z nauki przyjemność, tak, jak czerpiemy ją z gier.

Co zabija przyjemność gry w szkołę? Według Tkaczyka szkoła posiada niemal wszystkie cechy gry: współzawodnictwo, niepewność losową, wcielanie się w role, mocne doznania zmieniające rzeczywistość, ciekawość i nagrody. Brakującym ogniwem jest autonomia gracza. Szkoła nie jest grą dobrowolną. Możemy jednak tak aranżować warunki nauki, by wprowadzić element autonomii ucznia - na przykład na poziomie wyboru metod opracowania materiału, tempa lub kolejności realizacji kolejnych celów dydaktycznych. Gra musi być interaktywna - a zatem “wciągnięcie” w nią uczniów jest koniecznością.

“Gry nagradzają eksplorację, przyjemność z odkrywania nowego świata, a zaangażowanie budują poprzez danie graczom autonomii. Jeśli chcemy, by szkoła angażowała uczniów tak samo, jak aktywności pozaszkolne, dajmy im autonomię. Musimy pozwolić im samodzielnie odkrywać świat, najlepiej poprzez interakcję z innymi” (s. 106).


Bezcenne umiejętności poznawcze
Edukacja obejmuje kształtowanie umiejętności poznawczych oraz nabywanie wiedzy. Stopień, w jakim uczniowi uda się przyswoić wiedzę, oraz poziom stresu, jaki temu towarzyszy, zależą od poziomu umiejętności poznawczych ucznia.

Grywalizacja dostarcza idealnych mechanizmów, które pomogą kształtować te umiejętności w sposób lekki i przyjemny. To kapitał, którego nie sposób przecenić, i zarazem - w moim przekonaniu - największy potencjał grywalizacji w edukacji. O tym, jak te mechanizmy wykorzystać, pisze autor w sposób jasny i przystępny - odsyłam do lektury książki.

Potęga narracji
Jednym z elementów każdej gry jest zestaw reguł, które tworzą coś w rodzaju kodeksu gracza. Sygnalizuję tylko ten temat jako wart przemyślenia, jeśli stwierdzimy kiedyś, że naszym uczniom i podopiecznym obce są wszelkie kodeksy honorowe - warto pamiętać, że kodeks gracza rodzi się na bazie określonej narracji. Narracja jest elementem gry. Może też z powodzeniem być narzędziem pracy mądrego pedagoga. Wypróbowaliście siłę tworzenia historii, które intrygują, ciekawią i motywują uczniów?

Stworzone na miarę
Jedną z kluczowych zasad wszelkich gier jest odpowiednie stopniowanie wyzwań, z którymi mierzy się gracz. Nie za łatwe, nie za trudne - zadania stawiane przed uczniem mają być dla niego angażującym wyzwaniem, pozostającym jednak koniecznie w sferze jego możliwości. “Gry uczą (...), że w wirtualnym świecie zawsze jest coś do zrobienia, że warto spróbować czegoś nowego, a co najważniejsze, że to zadanie nie przekracza ich - graczy - możliwości. To gry, a nie szkoła, uczą dziś nagradzania za wysiłek, nie karząc przy tym za porażkę. (...) Drugim elementem, który kształtuje zaangażowanie i ‘pilny optymizm’ w graczach, jest poczucie mistrzostwa. Zadania, które gra przed nimi stawia, choć wydają się epickie, zawsze są do zrealizowania” (s. 106).

Ilu graczy, tyle gier
Autor wskazuje również (i znakomicie charakteryzuje) różne typy graczy - to ważne w kontekście indywidualizacji kształcenia. Gra nie musi być taka sama dla wszystkich - w zależności od typu gracza (ucznia) akcentujemy jej inne aspekty lub modyfikujemy cele i sposoby ich osiągania.

Z ogromną przyjemnością poświęciłabym więcej miejsca mechanizmom gry, omawianym przez autora. Odsyłam jednak do lektury. Zapowiem jedynie, że odnalazłam wśród nich zasady, które stanowią podstawę jednego z najpopularniejszych obecnie systemów edukacji alternatywnej - Montessori. Wybitna pedagożka, żyjąca na początku XX wieku, z pewnością nie kojarzy się współczesnym z grami. Cechy gier wskazane przez Tkaczyka wykazują jednak zdumiewające podobieństwo ze spostrzeżeniami Montessori.

Zamiast zakończenia

“Do aktywności, w którą wcześniej zakradała się nuda, wróciła radość i zaangażowanie”. Czy można życzyć czegoś lepszego szkole i edukacji w ogóle?


Książka Pawła Tkaczyka jest dobrym krokiem w kierunku spełnienia tych marzeń. Systemu edukacji nie uzdrowią bowiem wyłącznie pedagodzy ani politycy, potrzebna jest mentalna rewolucja i wszechstronna, multidyscyplinarna dyskusja o szkole. “Grywalizacja” jest w tej dyskusji znakomitym głosem.
blog.2edu.pl Katarzyna Mitschke, 2012-01-27

GRYWALIZACJA. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych

Na premierę tej książki czekałem z niecierpliwością. Powodów było jak zwykle kilka, głównym z nich była osoba Pawła Tkaczyka, który na naszym blogu gościł już kilkukrotnie. Jego poprzednia publikacja o tajemniczym tytule “Zakamarki Marki” bardzo szybko stała się bestsellerem, głównie dzięki przystępnemu językowi oraz nieszablonowemu podejściu do tematu. To co wyróżnia jednak obie książki na tle innych to pomysłowe i co najważniejsze skuteczne akcje reklamowe, które sprawiły, że pojęciem grywalizacji zainteresował się każdy, kto z marketingiem ma styczność choćby minimalną.

Nie ma w Polsce osoby, która z pojęciem tym kojarzyłaby się bardziej niż Paweł. Zanim w ogóle poznaliśmy datę premiery książki otrzymaliśmy możliwość zapoznania się z grywalizacją poprzez profile na Facebooku oraz Twitterze a także starannie wyselekcjonowane artykuły z zagranicznych serwisów. Kiedy kolejne polskie blogi oraz magazyny zaczęły poruszać temat grywalizacji wiadomym stało się, że książka będzie prawdziwym hitem. Czy tak się stanie przekonamy się jednak już niebawem.

Przeczytanie całości zajęło mi dwa wieczory. Nie udało się w jeden tylko i wyłącznie z powodu natłoku innych obowiązków. Już pierwsze akapity sprawiły, że przestałem bać się o sposób przekazania treści przez autora. Tajemnicze wprowadzenie sprawiło, że szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Dlaczego? Przeczytajcie sami, zdradzę tylko, że sam w świecie World of Warcraft spędziłem całe 4 lata. Czemu wspominam o tym właśnie teraz? Spokojnie, tą tajemnicę poznacie czytając zapowiadający ciekawą lekturę pierwszy rozdział.

Co zatem dzieje się dalej? Paweł zabiera nas w świat grywalizacji, tłumacząc jej tajniki na swój, dobrze znany większości, sposób. Kolejny raz okazało się, że zawodowa maksyma Pawła mówiąca o tym, że zarabia na życie opowiadaniem historii, sprawdziła się i w tym przypadku. W książce nie znajdziecie regułek, nudnych opisów czy marketingowego bełkotu. Od samego początku ma się wrażenie, że uczestniczymy w pewnym wydarzeniu, że poznajemy coś zupełnie nowego. Tego stanu rzeczy nie zmienia nawet fakt, że tak naprawdę grywalizacja jest obecna w naszym życiu od bardzo dawna, zanim ktokolwiek postanowił przypisać jej jakąkolwiek definicję.

Lektura książki na pewno rozbudziła moją ciekawość. Elementy rywalizacji wplecione umiejętnie w codzienne życie w szkole bądź pracy? To może się sprawdzić, powiem nawet, że już sprawdza się znakomicie. Warto więc dowiedzieć się czegoś więcej, szczególnie jeżeli może to podnieść skuteczność naszych działań.

Każdy z nas lubi rywalizować, jeszcze bardziej lubi wygrywać. Jeżeli najnudniejsze zajęcia urozmaicimy mechanizmami znanymi z gier, okazać może się, że szara codzienność nabiera odrobinę koloru. Komu więc poleciłbym lekturę “Grywalizacji”? Z tym pytaniem mam chyba największy problem. Jest to na pewno obowiązkowa lektura dla każdego, kto interesuje się marketingiem i chciałby być na bieżąco w tej tematyce. Grywalizacja została uznana za jeden z najważniejszych trendów roku 2012, warto więc zapoznać się z nią już dziś. Jednocześnie przeczytać ją może praktycznie każdy, zawiera ona bowiem wiele porad, które zastosować możemy skutecznie w naszym codziennym życiu.

Podsumowując – autor, tematyka, wydawnictwo oraz cena to elementy, które sprawiają, że “Grywalizacja” powinna stać się obowiązkowym elementem Waszej domowej biblioteki.
newcreative.pl Artur Smolicki,