Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta
- Autor:
- Anna Jaklewicz
- Czasowo niedostępna
Opis
książki
:
Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta
Pierwsza wizyta w Chinach może zniechęcić do powrotu do Państwa Środka. Męczą gigantyczne miasta, przerażają miliony osób na ulicach i smog unoszący się w powietrzu. Mimo to warto dać Chinom drugą szansę i wybrać się w podróż w rejony położone z dala od wielkich miast, do spokojnych wiosek zagubionych wśród ryżowych pól, gdzie kultywuje się ludowe tradycje, a stroje grup etnicznych i czyste, nocne niebo mają ten sam intensywny odcień koloru indygo.
Anna Jaklewicz spędziła w Chinach dwa lata, podglądając świat "małych ojczyzn" i odkrywając zaskakujące bogactwo kulturowe oraz etniczne. Pokazuje Chiny z innej strony niż ta powszechnie znana. Pisze o małych wioskach na południu i zróżnicowaniu nacji zamieszkujących ten kraj. Ta książka jest inna niż wszystkie, które dotychczas ukazały się w Polsce. Czytelnik nie znajdzie w niej typowych tematów kojarzących się z Chinami. Autorka nawiązuje do nich , jeśli wymaga tego kontekst, jednak na ogół skupia się na tych aspektach życia w Państwie Środka, które przeważnie pomija Wielka Historia - na codzienności ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka.
O autorze książki
Anna Jaklewicz — z zamiłowania podróżniczka, z wykształcenia archeolog. Już od najmłodszych lat marzyła, żeby zostać drugą Elżbietą Dzikowską, albo… Indianą Jonesem. I poniekąd jej się to udało. Najpierw, podczas misji archeologicznych w Sudanie, poszukiwała śladów zaginionych cywilizacji. Potem odkrywała przed turystami tajemnice starożytnego Egiptu. Po Afryce przyszedł czas na Azję. W Chinach, gdzie przez niemal dwa lata pracowała jako przewodnik, wędrowała po Wielkim Murze, w rezerwacie Wolong opiekowała się pandami i przemierzała konno pogranicze Tybetu. Miłość do Azji zaowocowała kolejnymi wyprawami, tym razem do Wietnamu, Laosu, Kambodży i Indii. Swoje przygody i wrażenia opisywała na blogach: www.afropolka.blog.onet.pl i TybetAnka.bloog.pl, a zdjęcia zrobione podczas podróży prezentowała na wystawach w Warszawie i Częstochowie. Ostatnie pół roku spędziła w Indonezji. Poznawanie kultury tego kraju rozpoczęła od nauki batiku. Obecnie pracuje nad kolejną książką oraz nad filmem dokumentalnym o życiu osób transpłciowych w Jogjakarcie, na indonezyjskiej wyspie Jawa. Oficjalny fanpage: Anna Jaklewicz, adres: https://www.facebook.com/jaklewiczanna
Ebooka "Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta" przeczytasz na:
-
czytnikach Inkbook, Kindle, Pocketbook, Onyx Boox i innych
-
systemach Windows, MacOS i innych
-
systemach Windows, Android, iOS, HarmonyOS
-
na dowolnych urządzeniach i aplikacjach obsługujących formaty: PDF, EPub, Mobi
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Audiobooka "Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta" posłuchasz:
-
w aplikacji Ebookpoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych
-
na dowolonych urządzeniach i aplikacjach obsługujących format MP3 (pliki spakowane w ZIP)
Masz pytania? Zajrzyj do zakładki Pomoc »
Kurs Video "Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta" zobaczysz:
-
w aplikacjach Ebookpoint i Videopoint na Android, iOS, HarmonyOs
-
na systemach Windows, MacOS i innych z dostępem do najnowszej wersji Twojej przeglądarki internetowej
Recenzje książki: Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta (24) Poniższe recenzje mogły powstać po przekazaniu recenzentowi darmowego egzemplarza poszczególnych utworów bądź innej zachęty do jej napisania np. zapłaty.
-
Recenzja: Voyage 2014-11-18Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chiński syndrom
Państwo Środka. Żaden chyba kraj na świecie nie budzi takiej fascynacji i zarazem lęku. Nigdzie indziej pragnienie zrozumienia odmiennej kultury nie łączy się z próbami dostosowania jej do zachodnich standardów. Warto poczytać, jak w chińskiej rzeczywistości radzą sobie podróżnicy, biznesmeni, awanturnicy.(...)
(...) Codzienne życie odległych prowincji i zapadłych wiosek to wersja Chin najbliższa sercu Anny Jaklewicz. Autorka książki „Niebo w kolorze indygo” (Bezdroża) wybrała ją celowo i świadomie, wiedziona przeświadczeniem, że właśnie świat etnicznych mniejszości – z całym bogactwem obyczajów i strojów – jest prawdziwie wart dalekiej podróży. I może wbrew pozorom taka rzeczywistość – wiejska, leżąca na marginesie wyścigu do cywilizacyjnej przemiany i zanurzona w przeszłości – jest w Chinach bardziej niezwykła niż świat powstającego imperium. -
Recenzja: Voyage PAULINA STOLAREK-MARAT 10/2014Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chiński syndrom
Państwo środka. Żaden chyba kraj na świecie nie budzi takiej fascynacji i zarazem lęku; nigdzie indziej pragnienie zrozumienia odmiennej kultury nie łączy się z próbami dostosowania jej do zachodnich standardów. Warto poczytać, jak w chińskiej rzeczywistości radzą sobie podróżnicy biznesmeni awanturnicy.
Poznawanie Chin przypomina przebijanie się przez pancerz języka, nie całkiem zrozumiałych obyczajów, trudnej historii, ogromu narodu czy przestrzeni.
Zdumienie i bezradność wobec tego żywiołu staje się udziałem wszystkich - zarówno polskiego studenta, jak i niemieckiej gospodyni domowej. Jacek Adamus, autor „Państwa Środka od środka" (Wydawnictwo Dolnośląskie), który spędził rok na tamtejszej uczelni, do kulturowych różnic podchodzi bez specjalnej atencji. Bardziej niż zwyczaje uwodzi go kuchnia (im ostrzejsza, tym lepiej), a o swoich doświadczeniach pisze bez politycznej poprawności, za to ze szczerym zdziwieniem. Z kolei Miriam Collee jest wobec chińskiej rzeczywistości na swój sposób wyrozumiała. Jej książka „W Chinach jedzą księżyc" (Pascal) to zgodnie z podtytułem - „przezabawna historia Europejki w Szanghaju".
Autorka z humorem opowiada, jak zaskakujące mogą być dla człowieka z Zachodu nawet najprostsze sprawy: wynajmowanie mieszkania, nawiązywanie znajomości, łapanie taksówki czy zatrudnianie pomocy domowej.
Te przygody są niczym w porównaniu do realiów opisanych przez Tash Aw w powieści „Pięć okien z widokiem na Szanghaj" (Muza). Losy pięciorga bohaterów - gotowych na wiele, a czasami na wszystko, by przezwyciężyć przeszłość - nie napawają optymizmem. Azjatycki sukces smakuje w ich wydaniu gorzko, a właściwie prowadzi od katastrofy do klęski.
Pozostaje mieć nadzieję, że zasada „Spełnienie obietnic jest zawsze tuż poza zasięgiem ręki" nie dotyczy w Szanghaju każdego.
O ile więc ktoś nie zamierza testować swojej determinacji, tylko poznawać Chiny, lepiej skierować się na prowincję. Tam wciąż można doświadczyć tradycyjnej kultury i obyczajowości. Tak jak to zrobił Krzysztof Samborski, autor relacji (i pięknych zdjęć) z motocyklowej wyprawy po Azji - „Zjadłem Marco Polo" (Bezdroża). Ciekawy fragment poświęcony jest Sinkiangowi, ojczyźnie Ujgurów, dziś regionowi autonomicznemu (tylko z nazwy). To poligon etnicznej unifikacji. Jedno z tych rzadko odwiedzanych przez turystów miejsc, w których zmiana i nowoczesność są jednocześnie opresją oraz zagrożeniem.
Codzienne życie odległych prowincji i zapadłych wiosek to wersja Chin najbliższa sercu Anny Jaklewicz. Autorka książki „Niebo w kolorze indygo" (Bezdroża) wybrała ją celowo i świadomie, wiedziona przeświadczeniem, że właśnie świat etnicznych mniejszości - z całym bogactwem obyczajów i strojów - jest prawdziwie wart dalekiej podróży. I może wbrew pozorom taka rzeczywistość - wiejska, leżąca na marginesie wyścigu do cywilizacyjnej przemiany i zanurzona w przeszłości - jest w Chinach bardziej niezwykła niż świat powstającego imperium. -
Recenzja: librimagistri.blogspot.com 2013-10-17Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Wojciech Cejrowski bardzo trafnie zauważył kiedyś, że „Dwoje ludzi patrzy na to samo, a widzi dwie różne rzeczy – oto niezgłębiona tajemnica ludzkiej duszy.” "Niebo w kolorze indygo" świetnie mi się czytało porównując relację Anny Jaklewicz z "Blondynką w Chinach" Beaty Pawlikowskiej, którą niedawno miałem przyjemność czytać. Dwie podróżniczki dogłębnie zapoznawały się z Państwem Środka. Ich relacje są jednak zupełnie inne. Dwie kobiety patrzyły na to samo państwo, ale każda z nich zwróciła uwagę na coś innego i przywiozła do Polski inny obraz Chin. W efekcie te dwie relacje z podróży diametralnie się różnią.
Ciekawym pomysłem, który należy niewątpliwie uznać za sukces Anny Jaklewicz jest dobór opisywanych miejsc. Większość relacji podróżniczych (a także wycieczek) nie wykracza poza schematy typu Pekin-Wielki Mur Chiński-Terakotowa Armia. Autorka proponuje podróż poprzez chińskie wioski i bezdroża. Noce pod krystalicznym niebem w kolorze indygo i spokojne ryżowe pola. Ludowe tradycje i kulturę grup etnicznych. Poza niebanalną tematyką warto zatrzymać się na chwilę przy języku, którym posługuje się autorka. Niewiele znajdziemy w nim ekspresji, emocjonalnych uniesień czy dygresji (które czytelnicy mogą kojarzyć ze stylem chociażby Beaty Pawlikowskiej). Relacja Anny Jaklewicz jest rzeczowa i konkretna. Nie twierdzę oczywiście, że jest to jednoznaczna zaleta czy wada. Każdy czytelnik powinien zdecydować, który styl bardziej do niego przemawia. Doskonałym uzupełnieniem tekstu jest kolekcja bardzo dobrej jakości fotografii. Pewna część jest w dużej rozdzielczości, drukowana na dwóch stronach.
Zachęcam do lektury książki Anny Jaklewicz chociażby po to, aby porównać go z obrazem Chin ukazanym przez Beatę Pawlikowską w "Blondynce w Chinach". Spojrzenie na to samo państwo, ale z dwóch różnych punktów widzenia jest rozwijające i pozwala wyrobić sobie własną opinię na temat Państwa Środka. Poza tym "Niebo w kolorze indygo" jest wciągającą pozycją, dzięki której można nie tylko dowiedzieć się co nieco o kulturze mniejszych grup etnicznych Chin, ale zwyczajnie odprężyć się i przenieść się w świat, w którym człowiek zasypia się i budzi pod niezwykłym niebem w kolorze indygo. -
Recenzja: granice.pl Justyna GulRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Kolor chińskiego nieba
Chińczycy najczęściej nazywają swój kraj Zhōngguó, czyli Państwo Środka. Jednak niezależnie od tego, czy określać go będziemy mianem Chińskiej Republiki Ludowej, Chinami, czy też jedną z nazw używanych przez jego mieszkańców, nadal będzie on rozpalał zmysły, budził ciekawość i niósł obietnicę niezwykłej kultury, feerii barw, zapachów i smaków.
W tę niesamowitą, mistyczną wręcz podróż po Chinach, zabiera czytelników Anna Jaklewicz, archeolożka, podróżniczka i fotografka, a teraz również autorka książki. Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta, opublikowane nakładem wydawnictwa Bezdroża, to portret malowany miłością i fascynacją. To również dowód na to, że wbrew rozpowszechnianej przez turystów negatywnej opinii, Chiny mogą inspirować. Szczególnie, jeśli za cel wyprawy obierzemy – idąc za radą autorki – prowincję, małe wioski, których mieszkańcy są wierni tradycji, kultywują dawne zwyczaje i pozwalają poczuć atmosferę prawdziwych Chin.
Biorąc do ręki książkę, możemy się spodziewać solidnej literatury podróżniczej, Jaklewicz bowiem od 2006 r., kiedy zaczęła po Chinach poróżować, pracując jako przewodnik turystyczny, zgłębia kulturę i przemierza bezdroża kraju. Jeśli zatem liczymy na opisy popularnych zabytków, takich jak Wielki Mur Chiński czy Świątynia Konfucjusza, to srodze się zawiedziemy. Wyruszymy bowiem na prowincję, by towarzyszyć autorce podczas jej czteromiesięcznej wyprawy, odwiedzając wioski i małe miasteczka, zamieszkane przez różne grupy etniczne. Musimy liczyć się z trudnymi warunkami, pokojami wielkości pudełek od zapałek, brakiem toalet i wszechobecnym papierosowym dymem, bowiem w Chinach pali niemal każdy.
Yangshuo z domami pamiętającymi dynastię Qing, Sanjiang, główne miasto w autonomicznym powiecie mniejszości narodowej Dong, niezwykłe Zhaoxing ze swoimi drewnianymi domami, mostami oraz wieżami bębnów – to zaledwie kilka z wielu przystanków w drodze. Jaklewicz szkicuje nie tylko miejsca, ich specyfikę czy charakterystyczne elementy architektury, ale zajmuje się również ludźmi. Tak naprawdę to właśnie oni skupiają na sobie uwagę, niezależnie od tego, czy opowiadają o swoich marzeniach, planach, czy codziennym życiu. To również oni przybliżają specyfikę chińskiej gospodarki i polityki czy wprowadzają w zagadnienia prawne, związane choćby z karami za posiadanie drugiego dziecka. Polityka planowania urodzeń jest tu omówiona szeroko, podobnie jak przesądy dotyczące cyfry cztery oraz legendy i zwyczaje mieszkańców poszczególnych wiosek.
Autorka, unikając schematycznego podejścia i męczenia czytelnika historycznymi informacjami czy datami, nie tylko „zaraża” swoją miłością do Chin, ale również uczy tolerancji, akceptacji inności oraz otwartości, w tym na takie przysmaki, jak koniki polne, trepangi, czyli morskie ogórki lub suszone żółtka jaj. Mimochodem dowiadujemy się, jak i gdzie dobrze (oraz co) zjeść, gdzie szukać noclegu i jak się zachowywać, aby nikogo nie urazić czy nie ściągnąć na siebie niebezpieczeństwa.
W podróży Jaklewicz spotkała ludzi sympatycznych i gościnnych, którzy udostępniali jej miejsce przy stole oraz kąt do spania, ale również takich, którzy chcieli ją oszukać - jak choćby Steven z pensjonatu Changdi Inn w Hongkeng. Uczestniczyła w weselu oraz pogrzebie w Zhou Cheng, w gościnie u Yu Bing jadła świński mózg, śpiewała też w barze karaoke i spotkała „Wielkiego Mosuo”, czyli najprzystojniejszego mężczyznę w Lige, zwanego „księciem”.
To, na co szczególnie zwracamy uwagę podczas lektury książki Niebo w kolorze indygo, to akceptacja i wielki szacunek, jakim podróżniczka darzy mieszkańców. Nie próbuje oceniać, unika komentarzy, malując rzeczywisty obraz Państwa Środka. Jednocześnie nie ma tu suchych faktów, ale plastyczny język, który pobudza wyobraźnię i – wraz z załączonymi zdjęciami – pozwala przenieść się do jednego z chińskich miasteczek, poczuć smród odpadków leżących na ziemi, zachwycić się kolorami kwiatów wpiętych w koki kobiet Mao czy ubraniami w kolorze indygo. Ubraniami w kolorze nieba... -
Recenzja: Sztukater.pl AnnRKRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
W czasach, gdy podróżować może niemal każdy, a emocje związane z odwiedzaniem najpopularniejszych na mapie turystycznej miejsc odrobinę ostygły, coraz więcej osób decyduje się zejść z utartych szlaków na rzecz odkrywania tajemnic, jakie kryją w sobie małe wioski na uboczu, lokale, w których spotkać można jedynie tubylców, miejsca, których próżno szukać w przewodnikach. Znana podróżniczka Beata Pawlikowska w niemal każdej swojej książce powtarza, że aby poczuć klimat danego miejsca, trzeba wejść w boczne uliczki, skorzystać z lokalnych środków transportu, zjeść tam, gdzie jedzą mieszkańcy i to od tubylców czerpać wiedzę o danym miejscu, nie zaś od wynajętych przewodników. Do podobnych wniosków dochodzi coraz więcej podróżujących i to właśnie dzięki nim powstają książki, w których można wyczuć ducha danego kraju. Tego prawdziwego, a nie kreowanego na potrzebę przyjezdnych.
Anna Jaklewicz bez wątpienia należy do tych, którzy nie czerpią satysfakcji z pozowania do zdjęć na tle sztandarowych zabytków i najpopularniejszych widoczków. Nie wypada wrócić z Paryża bez fotografii z Wieżą Eiffla w tle, z Rzymu bez zdjęcia Koloseum, z Australii bez Sydney Opera House, a z Chin - Wielkiego Muru Chińskiego czy Terakotowej Armii. A jednak, przeglądając liczne fotografie zamieszczone w Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta, relacji z podróży do Państwa Środka, nie znajdziemy obrazków przedstawiających atrakcje turystyczne najbardziej charakterystyczne dla tego kraju. Anna Jaklewicz robi to, co obiecuje tytuł jej książki: omija wielkie miasta, zabierając czytelników w podróż po miejscach równie fascynujących jak te, z których Chiny są najbardziej znane. Często są to małe wioski, nieskażone obecnością turystów, która na mieszkańcach niejako wymusza życie na pokaz. Wówczas spragniony zbliżenia się do lokalnej kultury podróżnik, dostaje zestaw pięknie odegranych scenek, a gdy zaspokojony i z lżejszym portfelem wyruszy dalej, tubylcy zrzucają kostiumy, zwijają scenografię i wracają do swojego, jakże niemedialnego życia.
Autorka na własne oczy przekonała się, jak turystyka i oczekiwania przyjezdnych mogą negatywnie wpłynąć na rzeczywistość, odwiedzając wioskę Xijijang, zamieszkiwaną przez mniejszość etniczną Miao. Panującą tam atmosferę Jaklewicz porównała do tej z Zakopanego, zatłoczone ulice skojarzyły się jej z Krupówkami. Mieszkańcy wyszli na przeciw oczekiwaniom przyjezdnych, tworząc wzdłuż głównej ulicy liczne stoiska z pamiątkami czy wypożyczalnie strojów, w których można pozować do pamiątkowych zdjęć. Jedni mieszkańcy są zadowoleni z tych zmian, w końcu rozwój turystyki to przede wszystkim dopływ gotówki. Drudzy z niepokojem obserwują jak ich dom zmienia się w cyrk. Smuci fakt, że nikt nie pytał ludności Miao o zgodę, gdy zostały wprowadzone bilety wstępu do wioski, z których mieszkańcy nie czerpią bezpośredniej korzyści. Niestety "cyrk" w Xijiang ma miejsce codziennie podczas pokazu ceremonii powitania gości. Zgodnie z tradycją Miao witają przybyszów tańcem, śpiewem i ryżowym winem. Goście, zanim wejdą do wioski muszę napić się aż 13 razy. Pokaz jest tylko skróconą wersją pełnego ceremoniału, a dla Miao - zwykłą pracą. Bo za udział w przedstawieniu aktorzy amatorzy otrzymują wynagrodzenie. Zapłata odbywa się na oczach widzów: menedżerka wręcza występującym bileciki warte 7 juanów i zbiera podpisy na liście obecności. Bez ceregieli, bez zabaw w dyskrecję.
Na szczęście Anna Jaklewicz rzadko ma okazję obserwować takie przedstawienia. Podróżując po południowej części Chin, trafia do małych, spokojnych wiosek położonych wśród malowniczych wzgórz i ryżowych pól. Tam ludowe tradycje to element codzienności, a nie przedstawień, zaś barwne stroje nie są jedynie kostiumami, lecz stanowią część bogatej kultury. Różnorodność kulturowa i etniczna Państwa Środka, wysuwa się w "Niebie w kolorze indygo" na pierwszy plan. Autorka odważnie wędruje przez chińskie bezdroża i nie traci żadnej okazji, by zbliżyć się do kolejnych nacji, choć trochę poznać zwyczaje poszczególnych grup etnicznych. Bierze udział w weselu mniejszości Bai, obserwuje obchodzone przez ludność Dong święto lusheng - doroczny konkurs gry na bambusowych fletach, wraz z kobietami Balang uczestniczy w babskiej imprezie i choć nie rozumie ani słowa, nie przeszkadza to w dobrej zabawie (dzięki czemu Chinki poznały takie hity jak Prawy do lewego Kayah i Bregovicia, czy Teksański zespołu Hey). W Mehung zaśpiewam w barze karaoke, poznam Chińczyków, którzy nie znają chińskiego i ludność, która niegdyś żywiła się mięsem tygrysów - opowiada autorka. Ciekawa świata, odważnie dociera wszędzie tam, gdzie istnieje szansa na zbliżenie się do egzotycznej codzienności, poznania tego, czego próżno szukać w metropoliach i ośrodkach turystycznych.
Niebo w kolorze indygo to mnóstwo ciekawych faktów i sporo przepięknych zdjęć. Podróżując z Anną Jaklewicz zwiedzamy niewielkie wioski, poznajemy zwyczaje mniejszości etnicznych południowych Chin. Zachwycą nas kolorowe stroje, zszokują targowe stoiska z psiną, zaintrygują zwyczaje panujące na terenach określanych jako królestwo kobiet i raj dla mężczyzn. Na prowincji autorka odnalazła spokój, błękit nieba i prawdziwy urok Chin, ten pełen barw, znaczeń, życzliwych ludzi i egzotycznych smaków. O swoim pobycie w Państwie Środka pisze rzeczowo, uzupełniając treść licznymi przypisami. Nie ma tu nadmiernie rozbudowanych opisów czy zapisków pełnych ekscytacji związanej z odkrywaniem nowych miejsc. Jaklewicz bliższa jest oszczędnym w emocje tekstom Jacka Pałkiewicza, niż entuzjastycznym relacjom Kingi Choszcz czy pełnym uczuć książkom Beaty Pawlikowskiej. Czy można to uznać za plus czy też minus tej książki, to już zależy od preferencji czytelnika. Nie można jednak nie docenić ogromu wiedzy, jaką autorka zmieściła w tej niewielkiej objętościowo relacji z pobytu w Państwie Środka. Oprócz samej wiedzy dotyczącej mniejszości etnicznych Chin, Anna Jaklewicz zwraca także uwagę na wpływ jaki na życie mieszkańców wywiera rozwój turystyki, zmiany nierzadko dokonujące się wbrew woli ludności, wspomina także o ogromnych problemach wynikających z kontroli narodzin. Nie stroni więc od ukazania problemów, z jakimi borykają się Chiny, choć nie jest to też główny temat jej książki.
Nie sposób zapamiętać wszystkich ciekawostek zawartych w książce, więc bez wątpienia będę do niej wracać. Jeśli i wy chcecie poznać Chiny z innej strony, tej, która nie tonie w smogu i hałasie, koniecznie sięgnijcie po "Niebo w kolorze indygo". A może podczas wakacyjnych wojaży, sami postanowicie zejść z utartych, zadeptanych szlaków i odkryjecie drugą naturę zwiedzanych miejsc? Tę, która pozbawiona scenografii budowanej na potrzeby turystów, zaskoczy was swoim naturalnym pięknem. -
Recenzja: ksiazkowy-blog.blogspot.com Agata Wiśniewska, 2013-08-08Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Coraz więcej osób, które wyruszają w wyprawę w odległe kraje pisze książki stanowiące relację z ich podróży. Na półkach sklepowych nie widnieją już tylko książki Elżbiety Dzikowskiej, Martyny Wojciechowskiej czy Beaty Pawlikowskiej o tej tematyce. Anna Jaklewicz jest debiutantką w tej dziedzinie. Z wykształcenia jest archeologiem. Jej pasją jest podróżowanie, zaś największym marzeniem było zostanie… Indiana Jonesem i poniekąd je spełniła. Przygodę z podróżami zaczynała w Sudanie, gdzie wyruszyła na misję archeologiczną. Potem odkrywała tajemnice starożytnego Egiptu.
Po Afryce zdecydowała poznawać tajniki przyrody, kultury i cywilizacji Azji: Wietnamu, Laosu, Kambodży, Indii i Chin. Ten ostatni kraj na tyle ją zaintrygował, że postanowiła podzielić się z czytelnikami swoim doświadczeniami i spostrzeżeniami. Co nam się kojarzy z tym ogromnym (w każdym tego słowa znaczeniu) państwem? Przede wszystkim wielkie metropolie jak Szanghaj, Hong-Kong czy Pekin, Wielki Mur Chiński oraz Zakazane Miasto.
„Niebo w kolorze indygo” jest zapisem jej wyprawy do Chin. Ania spędziła tam ponad dwa lata, gdzie początkowo pracowała jako lokalny przewodnik. Jednak jej trasa opisana w książce nie jest ani typowym sprawozdaniem, ani turystycznym przewodnikiem z popularnych chińskich miejsc. Wręcz przeciwnie. Autorka opisuje swoją podróż po nieznanych, małych wioskach na południu państwa. Pokazuje ten kraj z innej perspektywy, odkrywa zaskakujące bogactwo etniczne i kulturowe.
Na samym początku swojej książki, Ania opisuje przyjazd do Chin, do tych brudnych, hałaśliwych i zatłoczonych Chin. Nie wspomina tego miło, jednak decyduje się dać im drugą szansę. Wyprawa po małych i nie znanych terenach południowych Chin przynosi jej satysfakcję z odkrywania nowych rzeczy. Ania cieszy się zwykłymi drobnostkami, jakimi przykładowo są miska świeżego ryżu czy rozgwieżdżone nocne niebo w kolorze indygo. Bierze udział w tradycyjnych lokalnych wydarzeniach, jak pogrzeb czy wesele, które zupełnie inaczej obchodzone są niż w Polsce. Bawi się na lokalnych festiwalach, między innymi na ludowym święcie zorganizowanym na cześć… ogórka czy błota (!). To ostatnie polega na tym, że pół nadzy mężczyźni wskakują do wody, by gołymi rękami złapać jak największą rybę. Po ogłoszeniu wyników konkursu, panowie dla rozrywki wskakują do sadzawki i ochlapują się błotem. Na sam koniec w tym samym miejscu odbywa się walka byków, a jej zwycięzca otrzymuje jakże zaszczytny tytuł byczego króla wsi.
Jednym z jej podróżniczych celów są odwiedziny w wiosce położonej nad jeziorem Lugu, w której żyje ludność Mosuo. Co w tej mniejszości narodowej jest takiego niezwykłego, że autorka postanowiła tam dotrzeć? Ano to, że jest to królestwo kobiet i jednocześnie raj dla mężczyzn. Istnieje powszechne przekonanie, że kobiety Mosuo są wyzwolone seksualnie i nie mają stałych życiowych partnerów. Kobiety te cenią sobie luźne związki z dowolna liczbą mężczyzn i nie zwierają związków małżeńskich. Mają też prawo same wybierać swoich kochanków. Maja również gromadkę dzieci i nie koniecznie są świadome, która pociecha jest owocem namiętnej nocy z konkretnym partnerem. Muszę przyznać, że jest to ciekawy wątek . Zdawałam sobie sprawę, że istnieje chińska społeczność , w którym dominują kobiety, jednak nie interesowałam się tym zbytnio, aż do tej pory.
„Niebo w kolorze indygo” czyta się szybko i przyjemnie. Szata graficzna przyciąga oko, a mnóstwo kolorowych zdjęć wklejonych pomiędzy tekst sprawiają, że przyjemność z czytania jest jeszcze większa. Kolor indygo cały czas przeplata w książce, nie tylko na zdjęciach i w szacie graficznej, ale również w samym tekście. Książka Anny Jakielskiej przybliżyła mi odrobinę „innej” i nieznanej chińskiej kultury, co zapewne było celem autorki.
Obecnie Anna przebywa na wyspie Jawa, gdzie pracuje nad kolejna książką oraz kręci film dokumentalny poświęcony życiu osób trans-płciowych. Miejmy nadzieję, że kolejna jej relacja będzie równie dobra i obszerna jak ta o Chinach. Ja z pewnością skusze się na jej kolejne interesujące sprawozdanie z podróży. -
Recenzja: Stacja kultura.pl Klaudia Kwiatkowska, 2013-08-14Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Podróże i życie w odległych krajów kuszą wielu. Część z nich przenosi swoje doświadczenia na papier i na półkach księgarni nie widnieją już tylko książki Elżbiety Dzikowskiej, Martyny Wojciechowskiej czy Beaty Pawlikowskiej o tej tematyce.
"Niebo w kolorze indygo" Anna Jaklewicz z wykształcenia jest archelogiem i debiutuje w pisarstwie podróżniczym. Jej pasją jest zwiedzanie świata, zaś największym marzeniem było zostanie… Indiana Jonesem i poniekąd je spełniła. Przygodę z podróżami zaczynała w Sudanie, gdzie wyruszyła na misję archeologiczną, potem odkrywała tajemnice starożytnego Egiptu.
Po Afryce zdecydowała poznawać tajniki przyrody, kultury i cywilizacji Azji : Wietnamu, Laosu, Kambodży, Indii i Chin. Ten ostatni kraj na tyle ją zaintrygował, że postanowiła podzielić się z czytelnikami swoim doświadczeniami i spostrzeżeniami. Co nam się kojarzy z tym ogromnym (w każdym tego słowa znaczeniu) państwem Przede wszystkim wielkie metropolie jak Szanghaj, Hong-Kong czy Pekin, Wielki Mur Chiński oraz Zakazane Miasto.
" Niebo w kolorze indygo ” jest zapisem wyprawy autorki do Chin. Anna Jaklewicz spędziła tam ponad dwa lata, gdzie początkowo pracowała jako lokalny przewodnik. Jednak jej trasa opisana w książce nie jest ani typowym sprawozdaniem, ani turystycznym przewodnikiem z popularnych chińskich miejsc. Wręcz przeciwnie. Autorka opisuje swoją podróż po nieznanych, małych wioskach na południu państwa. Pokazuje ten kraj z innej perspektywy, odkrywa zaskakujące bogactwo etniczne i kulturowe.
Na samym początku książki, autorka opisuje przyjazd do Chin, do tych brudnych, hałaśliwych i zatłoczonych Chin. Nie wspomina tego z przyjemnością, jednak decyduje się dać im drugą szansę. Wyprawa po małych i nie znanych terenach południa kraju przynosi jej satysfakcję z odkrywania nowych rzeczy. Podróżniczka cieszy się zwykłymi drobnostkami, jakimi przykładowo są miska świeżego ryżu czy rozgwieżdżone nocne niebo w kolorze indygo. Bierze udział w tradycyjnych lokalnych wydarzeniach, jak pogrzeb czy wesele, które są oczywiście odmienne kulturowo od tradycji chociażby polskich. Bawi się na lokalnych festiwalach, między innymi na ludowym święcie zorganizowanym na cześć… ogórka czy błota (!). To ostatnie polega na tym, że pół nadzy mężczyźni wskakują do wody, by gołymi rękami złapać jak największą rybę. Po ogłoszeniu wyników konkursu, panowie dla rozrywki wskakują do sadzawki i ochlapują się błotem. Na sam koniec w tym samym miejscu odbywa się walka byków, a jej zwycięzca otrzymuje jakże zaszczytny tytuł byczego króla wsi.
Jednym z jej podróżniczych celów są odwiedziny w wiosce położonej nad jeziorem Lugu, w której żyje ludność Mosuo. Co w tej mniejszości narodowej jest takiego niezwykłego, że autorka postanowiła tam dotrzeć Ano to, że jest to królestwo kobiet i jednocześnie raj dla mężczyzn. Istnieje powszechne przekonanie, że kobiety Mosuo są wyzwolone seksualnie i nie mają stałych życiowych partnerów. Kobiety te cenią sobie luźne związki z dowolną liczbą mężczyzn i nie zwierają związków małżeńskich. Mają też prawo same wybierać swoich kochanków. Maja również gromadkę dzieci i bywa, że nie wiedzą, która pociecha jest owocem namiętnej nocy z konkretnym partnerem. Muszę przyznać, że jest to ciekawy wątek. Zdawałam sobie sprawę, że istnieje chińska społeczność , w którym dominują kobiety, jednak nie interesowałam się tym zbytnio, aż do tej pory.
" Niebo w kolorze indygo " czyta się szybko i przyjemnie. Szata graficzna przyciąga oko, a mnóstwo kolorowych zdjęć wklejonych pomiędzy tekst sprawia, że przyjemność z czytania jest jeszcze większa. Kolor indygo cały czas przeplata w książce, nie tylko na zdjęciach i w szacie graficznej, ale również w samym tekście. Książka Anny Jakielskiej przybliżyła odrobinę „innej” i nieznanej chińskiej kultury, co zapewne było celem autorki.
Obecnie Anna przebywa na wyspie Jawa, gdzie pracuje nad kolejna książką oraz kręci film dokumentalny poświęcony życiu osób trans-płciowych. Miejmy nadzieję, że kolejna jej relacja będzie równie dobra i obszerna jak ta o Chinach. Ja z pewnością skusze się na jej kolejne interesujące sprawozdanie z podróży. -
Recenzja: FOCUS 2013-07-01Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Codzienność ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka jest głównym tematem książki-albumu Anny Jaklewicz. Autorka pracowała w Chinach dwa lata. Była przewodnikiem, opiekowała się pandami w rezerwacie Wolong, przemierzała konno pogranicze Tybetu. W swojej książce, wzbogaconej pięknymi fotografiami, śledzi, jak powstaje barwnik indygo, zwiedza drewniane wioski ludności Dong, bierze udział w ślubie dziewczyny z mniejszości etnicznej Bai. Relacjonując swoje podróże, w ciekawy sposób prezentuje kulturowe i etniczne zróżnicowanie Kraju Środka.
-
Recenzja: jarken.blogspot.com JarkaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chińska Republika Ludowa, Chiny lub Państwo Środka. Niezależnie, której z nazw użyjemy zawsze kryć się pod nią będzie jedno państwo. Kojarzyć się ono może wielorako. Dla mnie jednak pierwszą rzeczą, o której myślę, gdy słyszę słowo "Chiny" jest wszędobylska etykietka Made in China.
Wydane przez wydawnictwo Bezdroża Niebo w kolorze Indygo to relacja polskiej podróżniczki Anny Jaklewicz z jej kilkumiesięcznego pobytu na chińskiej prowincji. Autorka ukazuje nam, jak toczy się życie mieszkańców tamtejszych wsi. W swym tekście udowadnia, iż Państwo Środka to nie tylko fabryka kiepskiej jakości produktów, lecz przede wszystkim miejsce bogate w różnorodne święta, tradycje i grupy etniczne tworzące wspólnie wielobarwną kulturę.
Chiny fascynują autorkę, o czym można przekonać się już po lekturze kilku pierwszych stron tekstu. Sposób, w jaki opowiada czy też opisuje to, co widzi lub też czego doświadcza pełen jest bowiem intensywności, zaangażowania i emocji, które udzielają się także czytelnikowi. Pani Ania to również osoba niezwykle otwarta, która nie ma problemów z szybkim przystosowywaniem się do nowych warunków. Gdy zostaje zaproszona na "babską", suto zakrapianą alkoholem imprezę, zgadza się bez wahania, mimo iż jedyną formą komunikacji między nią a nowymi koleżankami jest język ciała. Tak samo nie odczuwa ona żadnych oporów w momencie, kiedy nowo poznana dziewczyna proponuje jej udział w swoim weselu. Podróżniczka traktuje każdą tego typu sytuację, jak możliwość lepszego poznania miejsca, w którym się znalazła. Dzięki takiemu podejściu książka, którą p. Ania napisała, pełna jest ciekawostek i swoistych smaczków niespotykanych w zwykłych przewodnikach turystycznych.
"Niebo w kolorze indygo" przeczytałam szybko, ale nie bezrefleksyjnie. Poruszyły mnie momenty opisujące negatywny wpływ marketingu i przemysłu na rozwój grup etnicznych. Ludzie zmuszani są do zmian, do przyśpieszenia tempa swojego życia, mimo iż wcale tego nie pragną. Także nawiązanie do tematu kontroli narodzin, a dokładniej do faktu, że zamożniejszym wolno jest posiadać więcej dzieci niż biedniejszym wywołało we mnie wewnętrzne oburzenie. Oczywiście pojawił się też temat spożywania mięsa z psów, który dla nas ludzi zachodu od zawsze jest kontrowersyjny, jednak na szczęście autorka nie zabawiła przy tym problemie zbyt długo.
Chociaż zaliczam się do typowych mieszczuchów z czystym sumieniem przyznaję, iż urzekł mnie ten chiński folklor. Niezwykle plastyczne opisy dodatkowo podkreślone przez liczne (dobrej jakości) zdjęcia oraz bardzo bezpośredni i lekki styl autorki, pozwoliły mi odbyć pełną przygód podróż bez wychodzenia z domu. Warto sięgnąć po "Niebo w kolorze indygo", bo to dobra i konkretna lektura, która udowadnia nam, że nawet pozornie nudne wioski na prowincji kraju mogą nas czasem oczarować i czymś miło zaskoczyć. -
Recenzja: lkedzierski.com Łukasz Kędzierski, 2013-06-10Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Jak dobrze jest poczytać o czymś więcej niż tylko „byłem, zobaczyłem, pojechałem dalej”. Anna Jaklewicz w książce „Niebo w kolorze indygo” próbuje wsiąknąć w opisywane miejsca, nie śpieszy się, powoli obserwuje, daje sobie czas na poznanie kultury regionu, miasteczka, wioski. Autorka opisuje w głównej mierze swoje wędrówki przez mniejszości narodowe. Poznaje, zachwyca się, analizuje, dopytuje.
Kolory są wszędobylskie w tej książce. Nie chodzi tylko o ciekawą szatę graficzną, lecz o dużą ilość zamieszczonych w niej zdjęć. Doskonale ilustrują opisywane miejsca czy spotkanych ludzi. Co bardzo cieszy, to każde z nich jest opatrzone opisem, co tak często niestety jest pomijane w innych pozycjach. Anna Jaklewicz przedstawia nam Chiny z kompletnie innej, nieturystycznej strony. Nie ma tu chodzenia po Wielkim Murze czy zwiedzania terakotowej armii, czyli głównych atrakcji tego olbrzymiego państwa. W zamian za to włóczymy się z autorką po chińskich wsiach. I te wędrówki najbardziej ciekawią czytelnika.
Książka „Niebo w kolorze indygo” to wędrówka przez niewielką południową część Chin. Dowiadujemy się z niej o codziennych zwyczajach ludzi mieszkających z dala od wielkich metropolii, o ich strojach ludowych, których na co dzień używają do normalnych czynności, o lokalnych świętach. Pomimo, że autorka jest Europejką nie ma pomiędzy nimi bariery. Lokalne kobiety bardzo chętnie zapraszają ją do siebie na biesiadę czy uroczystości.
Po lekturze „Niebo w kolorze indygo” dowiemy się o królestwie kobiet Mosuo i ich przysmaku zhubiaorou (suszone tusze świń), o wytwarzaniu barwnika indygo przez kobiety Dong, a także o żuciu betelu przez ludność Bulang. Nie ma tu akademickich rozważań na tematy wyższości jednej czy drugiej kultury, za to są ciekawe opisy osoby, która spędziła tam trochę czasu i zadała sobie trud, aby doświadczyć i dowiedzieć się o opisywanych plemionach.
Od książki podróżniczej oczekuję, aby po jej lekturze dowiedzieć się czegoś ciekawego o opisywanej kulturze, miejscach, ludach. I tak właśnie jest w przypadku pozycji „Niebo w kolorze indygo„, gdzie po przeczytaniu jestem bogatszy w wiedzę o mniejszościach zamieszkujących południową część Chin. -
Recenzja: ztekstu.blogspot.com Cezary Rosiński, 2013-06-10Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Niebo w kolorze indygo Anny Jaklewicz to książka-misja. Autorka wykłada swoje motywacje w podtytule: Chiny z dala od wielkiego miasta. Oferuje zatem spojrzenie na Państwo Środka bez tłoku, nieśpieszne, kolorowe, po prostu chińskie w swojej odmienności i tradycyjności. Ale nie wie jeszcze, że może zniszczyć to, co tak bardzo chce ocalić.
Książka Jaklewicz wymyka się klasyfikacjom, niby to reportaż, niby dziennik z podróży wzbogacony zdjęciami, ale tak naprawdę to najwięcej jest tu podręcznika do historii i bardzo prywatnego przewodnika. To, co początkowo działa na korzyść książki, a więc historyczna wprawka, generalia na temat Chin, a także przypisy – odsyłające do miejsc bogatych w informacje – wkrótce staje się męczące i stawia całość pod znakiem zapytania. Bo oto ogólne informacje można znaleźć wszędzie, podobnie jak podawane przez autorkę ceny, aktualne problemy społeczne i newsy znane są już z serwisów informacyjnych, a przygniatająca liczba odnośników rodzi wątpliwość, czy aby na pewno Jaklewicz odwiedziła Państwo Środka. Pozostają wszak zdjęcia – niezaprzeczalny dowód obecności – przedstawiające osobliwość chińskiej prowincji w sposób najciekawszy. Jest bowiem Niebo w kolorze indygo przewodnikiem – książką bardzo powierzchowną – dla tych, którzy chcą tylko zobaczyć. -
Recenzja: odkrywcaswiata.blogspot.com M, 2013-05-07Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać swoją pierwszą książkę podróżniczą o Chinach – "Blondynka w Chinach" Beaty Pawlikowej. Kilka tygodni później trafiłam na książkę Anny Jaklewicz "Niebo w kolorze indygo". Również o Chinach, ale zupełnie innych niż te, o których pisze Beata Pawlikowska - tych z dala od wielkiego miasta.
Anna Jaklewicz opisuje małe wioski położone w południowej części Chin. Jednak nie jest to zwykły opis, ponieważ każda wioska charakteryzuje się odmiennymi tradycjami, kulturą oraz ludnością, która wciąż kultywuje dawne zwyczaje oraz nosi ludowe stroje. Autorka w ciekawy i barwny sposób przedstawia to, jak widzi Chiny i stara się udowodnić, że Państwo Środka to nie tylko wielkie aglomeracje, ale także małe miejscowości, położone wśród ryżowych pól, pod niebem w kolorze indygo.
Przerzucając kolejne strony, książka wciągała mnie coraz bardziej i chciałam wiedzieć coraz więcej. Relacja z podróży po Chinach to głównie opis poszczególnych grup etnicznych. Pochłonął mnie rozdział o ludności Mosuo i ich „Królestwie kobiet”, zaintrygował pogrzeb oraz wesele mniejszości Bai oraz zachwycił rozdział o narodowości Miao i ich kobietach noszących kwiaty we włosach.
Ponadto autorka zabiera Czytelnika do krainy backpackersów - do Dali, gdzie obcokrajowcy przyjeżdżają na tosty, jajecznicę i kawę, poznajemy historię „złotego tygodnia”, czyli narodowego święta ustanowienia Chińskiej Republiki Ludowej (które trwa cały tydzień) oraz poznajemy smaki ludowej kuchni, w której pies wciąż odgrywa ważną rolę.
Książka, wydawana przez wydawnictwo Bezdroża, jest bogata w ilustracje, przedstawiające przede wszystkim mieszkańców poszczególnych grup etnicznych oraz domy i krajobrazy, jakie towarzyszą autorce. Cztery miesiące podróży po chińskich prowincjach zostało opisane na 256 stronach.
Które Chiny, Beaty Pawlikowskiej czy Anny Jaklewicz, wolelibyście odwiedzić? :) -
Recenzja: kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeński, 2013-04-25Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Muszę na sam początek przyznać, że książka jest wyjątkowa i zasługuje na wyróżnienie. Nie byłam nigdy w Chinach, to moje marzenie, tym bardziej małe wioski, o których wiemy i słyszymy na co dzień tak niewiele.
Moja przygoda z Anią Jaklewicz rozpoczęła się w Katowicach na festiwalu podróżniczym Garuda, gdzie usłyszałam pierwszy raz jej prezentację o chińskich wioskach. Zauroczyła mnie swoim opowiadaniem i doświadczeniem jakie tam zdobyła. Było mi mało, musiałam sięgnąć do książki…
“Niebo w kolorze indygo” to nie tylko zbiór najważniejszych informacji na temat zwiedzanych miejsc. To opowiadanie o relacji z podróży Ani, jej poznawaniu tamtejszej ludności, smakowanie kultury etnicznej, zagłębianie się w smaki chińskich potraw. Autorka pokazuje nam swoją ucztę zmysłów, którą przeżyła w Chinach. Małe, malownicze wioski, ludzie i ich codzienność. Z daleka od hałasu, pośpiechu, spalin samochodowych oraz gonitwy.
Najbardziej w książce podobała mi się forma wypowiedzi Ani Jaklewicz, ona po prostu opowiada jak było. Bez ubarwień, bez dodatkowych i zbędnych opisów. Jako czytelnik ufam jej w pełni w to co napisała i pokazała w swej książce. Ania jako doświadczony przewodnik pozostawiła w formie wypowiedzi swój talent mówcy, ona słowem pisanym zaraża (mówionym także!). Miałam wrażenie, że siedzimy na herbacie i po prostu opowiada mi bardziej dokładnie swoją festiwalową prezentację. Książka wciąga, nie pozwala tak naprawdę się oderwać. Przepiękne fotografie są wisieńką na torcie. Zachwycają, nakłaniają do refleksji oraz ukazują tamtejszą, kolorową rzeczywistość.
Nie znam Ani osobiście, ale czuję, że jest ona w każdym napisanym zdaniu w 100 % sobą. Chwilami miałam wrażenie, jakbym widziała samą siebie, te wesołe sytuacje opisane w tak ciekawy sposób. Bezpośredniość a zarazem wysoki poziom merytoryczny. Ta książka to kawał dobrej roboty! Dowiecie się z niej bardzo wiele o chińskich wioskach, o których tak mało wiemy. Wszyscy gonią za Hongkongiem, Pekinem …. a tu cisza i spokój wsi, aż się proszą o odwiedziny!
Anię Jaklewicz podziwiam za odwagę i cenię za pasję. Mam nadzieję, że spełnię kiedyś swoje marzenie i podejmę wyzwanie Chin. Ta książka na pewno mnie do tego skłania jeszcze bardziej, serdecznie ją polecam! -
Recenzja: GLOBTROTER INFO Cezary Rudziński, 2013-04-28Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chiny, jeden z najciekawszych krajów świata, pełen zabytków, wspaniałych krajobrazów, ciekawych obyczajów – w tym mniejszości narodowych i etnicznych, przepysznej kuchni i wielu innych atrakcji, jest coraz popularniejszy jako cel podróży turystycznych.
Nie tylko gości zagranicznych, ale rozwijającego się w skali niewyobrażalnej dla ludzi zachodu, ruchu krajowego. Już nie miliony, ale setki milionów obywateli Państwa Środka wyruszają poza miejsce stałego zamieszkania, zwłaszcza w okresach dwu wolnych od pracy „długich tygodni” – we wrześniu oraz z okazji chińskiego Nowego Roku, aby poznawać swój kraj.
Cudzoziemcy podróżują głównie w grupach turystycznych, gdyż do ruchu indywidualnego państwo to jest jeszcze mało przygotowane. A bariera językowa – angielski w stopniu zadowalającym znają ciągle tylko nieliczni Chińczycy – stanowi skuteczną przeszkodę w poruszaniu się, załatwianiu noclegów, kontaktów z ludźmi itp.
Korzystają więc z „klasycznych” programów: Pekin i Wielki Mur, ew. pobliski Luoyang z królewskimi grobowcami Mingów. Xi’an – stara stolica, w średniowieczu jedno z najważniejszych miast Wielkiego Jedwabnego Szlaku. Ewentualnie także klasztor Szaolin, Groty Longmen, „Wenecja Wschodu” – Suzhou. Obowiązkowo Szanghaj, często rejsy po rzece Jangcy, rzadziej po nie mniej, chociaż inaczej, malowniczej rzece Li od Guilin do Yangshuo. Na której można też obserwować połowy ryb z pomocą wytrenowanych kormoranów. Ewentualnie również odbyć stamtąd wycieczkę na budowane przez stulecia tarasy ryżowe Longij Titan.
Raczej wyjątkowo Kanton czy Nankin, czasami coś jeszcze w Syczuanie lub Junanie. Hongkong, Makau, Tybet, nie mówiąc już o Tajwanie, to przeważnie cele odrębnych wyjazdów. W wymienionych i jeszcze kilku, może kilkunastu innych miejscowościach znajdują się rzeczywiście najważniejsze zabytki, inne ciekawe obiekty oraz główne turystyczne atrakcje Chin. Ale poza programami biur podróży znajduje się… większość obszaru tego kraju. Z również niezwykłymi, szalenie ciekawymi miejscowościami, zabytkami, ludźmi i ich, noszonymi nierzadko nadal na co dzień strojami, tradycjami, zwyczajami itp.
Jak bardzo interesującymi, można przekonać się czytając wydaną właśnie relację Anny Jaklewicz z kilkumiesięcznej samotnej podróży po chińskich południowych prowincjach, miasteczkach i wioskach – z dala od wielkich miast. Jest to książka napisana świetnie, przy czym bogato ilustrowana zdjęciami autorki, które wielokrotnie mówią więcej niż słowa. Czytałem ją z tym większym zainteresowaniem, że również byłem, niestety, tylko w nielicznych, opisywanych miejscach.
W punkcie wypadowym jakim dla autorki był Hongkong, w baśniowych krajobrazach rzeki Li, na gigantycznych tarasach ryżowych, chociaż innych. Zaś stroje i niektóre zwyczaje mniejszości etnicznych opisywanych w tej książce poznałem w sąsiednich krajach: Birmie, Laosie, Tajlandii, gdyż żyją one i tam w górskich, przygranicznych regionach. I ich gościnność, życzliwość dla obcych, zainteresowanie nimi i światem. Tak ciepło, chyba tylko z jednym wyjątkiem, opisanych w „Niebie w kolorze indygo”.
Powtórzę: świetnie opisanych. Z dziesiątkami znakomitych obserwacji, informacji o lokalnych – i nie tylko – przesądach i wierzeniach, zabytkach, wioskach i domach zwykłych ludzi, ich strojach, życiu, potrawachoraz w ogóle kuchni. Lokalnych hotelikach, wiejskich czy miasteczkowych targach, obchodach świąt bądź ważnych wydarzeń rodzinnych: ślubów i wesel, pogrzebów. Jakże różnych u poszczególnych mniejszości etnicznych. Oto parę przykładów opisanych w tej książce mniej znanych u nas chińskich przesądów.
Ponieważ cyfra „4” brzmi w wymowie podobnie jak śmierć, w domach, hotelach itp. nie ma IV piętra. A jeżeli jest, to oczywiście nazywa się „3A”, następne zaś „5”. To zresztą nie jedyna w Chinach „zła” lub „dobra” cyfra. Gdy to czytałem przypomniał mi się zabytkowy Xi’an, była historyczna stolica cesarstwa i tamtejszy średniowieczny Wielki Meczet. Najbardziej niezwykły wśród setek, a może już tysięcy świątyń i świętych miejsc islamu, jakie zdążyłem poznać między Atlantykiem i Morzem Wschodniochińskim oraz Bałtykiem, Przylądkiem Dobrej Nadziei i Pacyfikiem.
Stoi on w przepięknie utrzymanym ogrodzie, ma kształt wzorowany na… chińskich pagodach i dwa wolno stojące minarety – masywne, kamienne wieże w stylu lokalnej architektury. Ale nie to zaskoczyło mnie tam najbardziej. Lecz wysokie na 40 cm progi do głównej sali modłów oraz pawilonów. Podobne jak w domach i budowlach chińskich „aby złe duchy nie mogły do nich wpełznąć”. A wiadomo przecież, że takich wysokości pokonać one nie mogą. I długi na kilkadziesiąt oraz wysoki na kilka metrów kamienny mur vis a vis głównego wejścia do meczetowego ogrodu, też chroniący przed „złymi mocami”.
Piękny przykład jak głęboko przenikają miejscowe zwyczaje i przesądy. Nawet do, wydawałoby się, nie podlegającego obcym wpływom islamu. Z licznych ciekawostek, które zwracają uwagę tej książce, to oryginalny, zupełnie inny niż ten, który znamy, sposób pokazywania liczb na palcach. „10” to np. skrzyżowane palce wskazujące obu dłoni. Uznawani za myśliwych szczurołapi sprzedający złowione szczury jako przysmaki na świąteczne stoły. Opalanie ogniem szczurów i psów z sierści. Zaś gęsi i kaczek pozbawianie piór w gorącej wodzie, w maszynach typu zapomnianej już na ogół u nas mechanicznej pralki Frania. Oczywiście na oczach klientów.
Święto Bydła – jeden ze zwyczajów ludu Dong w Lusheng – „aby mu podziękować za wysiłek na rzecz ludzi”. Czy rzucanie w Langde (chociaż wiadmo, że nie tylko tam) pałeczkami przed rozpoczęciem posiłku odrobiny jedzenia pod stół „dla duchów przodków”. Ciekawe opisy, wzbogacone dobrymi zdjęciami, strojów i ozdób kobiet poszczególnych mniejszości etnicznych. Ale i problemy synów – jedynaków. Jak wiadomo, w Chińskiej Republice Ludowej obowiązuje, aby uniknąć przeludnienia, prawo do posiadania, z nielicznymi wyjątkami dla mniejszości etnicznych, tylko jednego dziecka.
Rodzi to ogromne problemy – nie miejsce tu aby je przedstawiać – m.in. aborcje płodów płci żeńskiej, pozbywanie się, także do adopcji przez cudzoziemców, dziewczynek oraz narastający brak przyszłych żon dla mężczyzn. A z drugiej strony stresy, niekiedy z dramatycznymi finałami, wymarzonych i rozpieszczanych – to do nich przecież w przyszłości należeć będzie utrzymanie rodziców, a nawet dziadków, w społeczeństwie bez systemu emerytalnego – jedynaków, którym nie udaje się spełniać rodzicielskich oczekiwań.
Są w tej książce bardzo interesujące opisy lokalnych, ale wysokiej rangi zabytków. Np. drewnianego mostu w Chengyang ze znajdującymi się na nim pięcioma „pawilonami wiatru i deszczu” nie tylko chroniącymi przed nimi, ale będącymi również wiejskimi świetlicami. Z TV, w zimie pomieszczeniami z ogniskami, miejscami amatorskich występów artystycznych itp. Czy niezwykłych, ogromnych kilkupiętrowych domów mieszkalnych dla całych klanów w Cuxi.
Chyba największych w kraju tarasów ryżowych w okolicach Yuanyang, budowanych i wspólnie uprawianych od około 1300 lat (!). Dziś zajmujących ponad 130 km² na zboczach gór od wysokości 144 do 3.000 m n.p.m. Jest ich około 3.700 jeden nad drugim, ze specjalnym systemem nawadniania w okresie sadzenia ryżu i osuszania w porze żniw. Trudno nie zgodzić się z autorką, że „Tarasy ryżowe są widokiem, bez którego nie można wyjechać z Azji”. Chociaż dodałbym do tego jeszcze przynajmniej plantacje herbaty, także na zboczach gór.
Autorka opisując to co przeżyła, zobaczyła i poznała, zwraca też uwagę na zjawiska negatywne. Niszczące niekiedy (tłumy, hałas, brud i smród oraz „cepeliada” zamiast autentycznego folkloru) skutki szybko rozwijającej się turystyki. Zwłaszcza krajowej i jej niewyobrażalnej koncentracji w okresach wspomnianych dwu tygodni w roku – „Złotego” w połowie września i noworocznego na wiosnę – z ogromnym wówczas skokiem cen hoteli, brakiem miejsc w środkach transportu itd. Można przeczytać m.in. o stworzonej dla turystów legendzie o rzekomej wolności seksualnej kobiet ludu Mosuo.
Ale i o rodzącej się, nieznanej wcześniej w Chinach, indywidualnej turystyce z autorskimi programami poznawania własnego kraju - także pozornie „zapyziałych dziur”. Czy opisy, nierzadko niezwykle trudnych, warunków podróży autorki dostępnymi środkami transportu. To tylko kolejne przykłady tego, o czym jest ta książka. Wartych poznania treści jest w niej o wiele więcej. Zachęcam więc do jej lektury, a nie tylko tej recenzji. Dodam, że pełna jest ona odsyłaczy do źródeł informacji, głównie na strony internetowe, w miejscach, które autorka i wydawca uznali za wskazane.
Książka została bowiem wydana nie tylko pięknie, ale i starannie. Nie natrafiłem w niej ba błędy korektorskie, czyli popularne literówki. Tym bardziej na potknięcia merytoryczne - poza dwiema nieścisłościami, może nawet tylko niedopowiedzeniami. Wspominając o Xi’anie, którego zresztą autorka nie opisuje, gdyż podczas tej podróży w nim nie była, dodaje tylko, że jest on sławny z Armii Terakotowej. A jest to przede wszystkim jedno z najstarszych miast chińskich z metryką od III w. p.n.e. i przez wieki stolica kraju, pełna także innych cennych zabytków.
Drugie pominięcie znalazłem w informacji o dalszym, po opuszczeniu przez nią obszaru Chin, biegu wielkiej rzeki Mekong. Wspominając o Birmie i Laosie, autorka zapomniała o Tajlandii. A przecież styk nad nią tych trzech wspomnianych krajów to Złoty Trójkąt, w przeszłości (?) ważne światowe centrum produkcji i przemytu opium. Obok jej Delty, najsławniejszy fragment Mekongu. To jednak w tej książce kwestie marginesowe.
„…jest (ona) inna niż wszystkie, – czytam na tylniej okładce – które dotychczas ukazały się w Polsce. Czytelnik nie znajdzie w niej typowych tematów kojarzących się z Chinami. Autorka nawiązuje do nich, jeśli wymaga tego kontekst, jednak na ogół skupia się na tych aspektach życia w Państwie Środka, które przeważnie pomija Wielka Historia – na codzienności ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka”.
Przy czym, dodam, tylko na skrawkach południa tego wielkiego kraju. Wartego dogłębnego poznawania. Przecież za kilkanaście, góra kilkadziesiąt lat, Chiny będą nie tylko krajem najliczniejszym, bo są nim od dawna, ale i największą potęgą gospodarczą świata. A już, od paru dziesięcioleci, zmieniają się w sposób bez analogii historycznych. Dlatego nie zgadzam się z innym stwierdzeniem zawartym na tylniej okładce: „Pierwsza wizyta w Chinach może zniechęcić do powrotu do Państwa Środka. Męczą gigantyczne miasta, przerażają miliony osób na ulicach i smog unoszący się w powietrzu”.
To oczywiście prawda. Ale to samo można powiedzieć o Cuidad Mexico, Kairze, Sao Paulo i wielu innych wielkich metropoliach. Także europejskich, chociażby o Moskwie. Po powrocie z podróży po Chinach żartowałem, że gdy nie miałem tam w zasięgu wzroku przynajmniej 10.000 ludzi, czułem się samotny. Niestety zdołałem dotychczas tylko „liznąć” ten kraj. Chociaż jego kawał: od Wielkiego Muru i Pekinu na północy, poprzez najważniejsze miasta, miejsca i zabytki Centrum, Wschodu i Południa, aż po Tybet, Hongkong i Makau, a w innej podróży również trochę Tajwan.
Przy czym w towarzystwie sinologa świetnie władającego w mowie i piśmie oboma językami chińskimi: mandaryńskim z jego uproszczoną wersją „dla ludu” i kantońskim. Do tego bardzo dobrze znającego ten kraj. Co, oczywiście, pozwalało mi lepiej poznawać i rozumieć to co widziałem oraz słyszałem. I stanowiło zachętę, aby przy najbliższej możliwości wybrać się tam ponownie. Także w inne regiony i miejsca Państwa Środka.
Bo pomimo wymienionych na okładce książki jego mankamentów i wielu innych problemów z jakimi spotyka się tam cudzoziemiec, naprawdę warto. Książka Anny Jaklewicz, chociaż poświęcona tylko dosyć głębokiej chińskiej prowincji, także zachęca do takich podróży. Co stanowi jej dodatkowy walor. -
Recenzja: zrecenzujemy.blogspot.com 2013-04-19Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Anna Jaklewicz to osoba, której zazdroszczę życia. Z zawodu jest archeologiem, któremu udało się zdobyć pracę na wykopaliskach innych niż teren budowy pod Warszawą. Z zamiłowania - zapaloną podróżniczką i utalentowanym fotografem. Chiny to jej wielka miłość i trzeba przyznać, że w książce widać to na każdym kroku. Jej zagraniczne podróże, nie tylko te do Państwa Środka, można na bieżąco obserwować na jej oficjalnym fanpejdżu. Ale najpierw przeczytajcie recenzję poniżej!
"Niebo w kolorze indygo" to wszystko to, czym powinna być dobra literatura podróżnicza. To głęboka pasja połączona z ogromną wiedzą oraz chęcią przekazywania czytelnikom i jednego, i drugiego. Oto, co w skrócie oferuje nam w swojej najnowszej książce Anna Jaklewicz. Co ciekawe, próżno byłoby w niej szukać wskazówek dotyczących zwiedzania Pekinu, Wielkiego Muru Chińskiego lub Zakazanego Miasta. Autorka stawia bowiem na prowincję, na to, czego nie widać na co dzień i czego niefrasobliwi turyści unikają jak ognia, bo ważniejsze jest gonienie za tym, co masowe. A dla Anny Jaklewicz nie ma nic piękniejszego jak chińska wieś, małe miasteczka, regionalne święta i stroje ludowe w kolorze indygo. W swojej książce pokazuje nam, jakie są te prawdziwe Chiny - te, które warto zobaczyć i w których warto się zakochać. Bo tylko przebywając w takich miejscach, można obserwować granatowoniebieskie niebo. W Pekinie się tego nie zobaczy, bo tam na niebie widać jedynie oszałamiające drapacze chmur i wszędobylski smog...
Biorąc tę książkę do ręki, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to klimatyczna okładka, której kolor nawiązuje do tytułu. Wewnątrz jest jeszcze lepiej - wysokiej jakości papier w pełni oddaje piękno fotografii, którymi autorka urozmaiciła tekst. Zdjęć jest naprawdę sporo i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zadziałały na moją wyobraźnię. Zadziałały, i to bardzo, a w połączeniu z przystępnym, wciągającym tekstem, sprawiły, że zapragnęłam zrobić wszystko, by w swoim życiu odbyć podobną podróż po chińskiej prowincji. Co dla mnie najważniejsze, to fakt, że tekst nie jest jedynie mieszanką suchych faktów, lecz emocjonalną relacją z zagranicznych wojaży autorki. W każdej literze widać jej niesłabnącą miłość do podróżowania i spotykanych po drodze ludzi. To właśnie oni stanowią epicentrum tej wspaniałej przygody. Czytanie o ich zwyczajach, zachowaniach, podejściu do obcokrajowców i codziennym życiu było po prostu fascynujące i sprawiło mi ogromną przyjemność. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że historia opowiadana przez Annę Jaklewicz była tak naprawdę historią tych ludzi. Gdyby nie "Niebo w kolorze indygo" nie błądziłabym oczyma wyobraźni po skąpanych w rosie polach ryżowych, ani nie uczestniczyłabym mentalnie w chińskim odpowiedniku śmingusa-dyngusa. Przyznam bez ogródek, że myśląc o Chinach, miałabym przed oczami postępującą technokrację tego kraju oraz komunizm w nim panujący. Jestem wdzięczna autorce za tę jakże odmienną wizję Państwa Środka, dzięki której widzę teraz coś zgoła innego.
W książce bardzo wyraźnie rysuje się kilka grup etnicznych zamieszkujących Chiny. Każda z nich ma własne tradycje i obyczaje i warto się z nimi zapoznać, chociażby dla własnej satysfakcji. Dla mnie nie ma nic lepszego niż te wszystkie ciekawostki i anegdotki wzięte prosto z życia Chińczyków. Z przyjemnością poznawałam wszystkie te szczegóły, na ogół pozbawione politycznego aspektu Chin, który tak bardzo podkreślany jest w mediach. Jedyny temat, który rzucił mi się w oczy, a wiązał się z polityką, dotyczył chińskiej systemu kontroli urodzin. Jest to przerażający proceder, w którym władze Chin widzą jakiś sens, a który umyka większości zamożnych rodzin. Dlaczego zamożnych, spytacie zapewne? Głównie dlatego, że za posiadanie "nielegalnego" potomstwa w Chinach nie grozi więzienie, lecz wysoka grzywna. Tym sposobem zamożne rodziny podkreślają swój status materialny. Mając kilkoro dzieci, udowadniają, że ich na to stać. Brzmi strasznie? To i tak nic w porównaniu z tym, co się dzieje, gdy w ciąże zajdzie kobieta z biednej rodziny. Masowe aborcje, wyrzucanie dzieci na śmietnik, adopcje lub nielegalna sprzedaż - to ciemniejsza strona Chin, której nie znajdziecie w tradycyjnych książkach i przewodnikach.
Podsumowując tę wspaniałą propozycję Bezdroży, przede wszystkim chcę podkreślić, że "Niebo w kolorze indygo" roztacza wokół siebie niesamowity klimat. Autorka włożyła w napisanie tej książki mnóstwo wysiłku i naprawdę widać, że sprawiło jej to ogromną uciechę. Jej pasja i miłość do Chin jest mocno wyczuwalna zarówno w tekście, jak i na zdjęciach. I chyba nie sposób się tą miłością zarazić. "Niebo w kolorze indygo" to świetnie wydana książka i wzorcowy przykład tego, jaka według mnie jest dobra literatura podróżnicza. Jest to pozycja pisana prosto z serca, wolna od przekłamań i niedomówień oraz reklamowania postępującej w Chinach techniki. Całe szczęście, że można w nich jeszcze znaleźć tak piękne miejsca jak Langde i Zhaoxing. A także ludzi, którzy je nam pokażą i udowodnią, że Państwo Środka to nie tylko hałaśliwy i zatłoczony Pekin, lecz także prowincja, gdzie króluje kolor indygo...
Polecam, naprawdę warto przeczytać tę książkę i poznać Chiny, o których na co dzień nikt nie mówi. -
Recenzja: poczytajka.blogspot.com 2013-04-19Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Męczące tłumy, korki na ulicach i zanieczyszczone powietrze - taki obraz pozostaje po wizycie w Chinach we wspomnieniach wielu turystów z Zachodu. Nic dziwnego - większość z nich nie wyjechała poza granice Szanghaju czy Pekinu, które w istocie są zatłoczone i spowite smogiem. Anna Jaklewicz, zafascynowana Państwem Środka, postanowiła pokazać drugie oblicze tego kraju. Jest bowiem wiele kameralnych miejsc, w które turyści jeszcze nie dotarli i gdzie gości ludzka życzliwość. Mowa o małych miasteczkach i wioskach zamieszkiwanych przez różnorodne grupy etniczne takie jak Bulang, Dong, Miao, Bai, Dai czy Aini. Zapewne dla większości czytelników egzotyczne nazwy nie były wcześniej znane, co wywołuje ciekawość i chęć poznania tajemniczych mniejszości narodowych. Anna Jaklewicz z uwagą chłonie każdy szczegół z ich życia, od architektury przez stroje po tradycyjne rytuały i obchodzone święta, by potem skrupulatnie przekazać swoje spostrzeżenia czytelnikowi. A okazji do poznawania grup etnicznych nie brakuje! Wprost z pogrzebu, na którym znalazła się przypadkiem, trafia na wesele, uczestniczy także w zawodach gry na lusheng i obserwuje występy folklorystyczne. Zatrzymując się w wioskach ma okazję podglądać także życie codzienne Chińczyków: hierarchie społeczne, podejmowane prace, sposób spędzania czasu oraz tradycyjnie wytwarzaną żywność (przysmakiem Mosuo jest suszona świnia, która czeka na spożycie kilka lat!).
Niebo w kolorze indygo to książka niebezpieczna. Zaszczepiła we mnie przemożną chęć zobaczenia nieznanych Chin na własne oczy, zasmakowania ich i chłonięcia wszystkich barw jakie miałam okazję ujrzeć na zdjęciach. Bo te są wprost przepiękne! Kto poznał turystyczną stronę Państwa Środka po lekturze będzie żałował trzymania się utartych szlaków opisywanych w przewodnikach, a ten kto nie miał okazji gościć w Chinach, zapragnie to zmienić. -
Recenzja: Opętani Czytaniem Agnieszka MarkowskaRecenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Podróżniczka w krainie indygo
Hugo-Bader zapytał: Co różni podróżnika od turysty? Odpowiedź brzmi: Zadanie. Podróżnikiem jest geograf, geolog, kartograf, misjonarz, reporter, filmowiec, przyrodnik, glacjolog (…). Podróżnik wyrusza w świat po coś. Turysta (…), bo lubi, jest ciekaw. Zatem po nic.
Idąc tropem takiego kryterium Annę Jaklewicz, autorkę reportażu „Niebo w kolorze Indygo” bez dwóch zdań można nazwać podróżniczką. Archeolog z wykształcenia, fotograf z zamiłowania. W opowieści o Chinach oprócz celnych zdjęć znajdujemy całą skarbnicę bogactwa kulturowego i etnicznego Chin. I to nie takich, jakie znamy z telewizji albo informatorów turystycznych. Podróżniczka spędza kilka miesięcy na południu kraju w małych, często zapomnianych przez świat wioskach. Zagląda do chatek tubylców, ryzykuje przysmaki chińskiej kuchni, wprowadza w kontekst historyczny każdego miejsca, opowiada o architekturze, pisze o emocjach, spostrzeżeniach, przy tym dając celne wskazówki. Przede wszystkim nie boi się. Zagląda, podgląda. Jest zarazem spontaniczna, ale i roztropna. Przy tym wszystkim nie jest wścibska i raczej kieruje się zasadą dobrej karmy niż „za wszelką cenę”. Pięknie maluje krajobrazy, przez co przenosi nas do krain górzystych z ryżowymi tarasami. Fajnie jest przenieść się w takim towarzystwie do odległego kraju, nawet w porze deszczowej!
Nie ubliżając ani nie słodząc nikomu, pomimo przetartych portek, z czystym sumieniem nazwałam Annę Jaklewicz Hugo-Baderem albo Szczygłem w spódnicy. Autorka lekkim piórem, bystrym okiem i wielką pasją zaraża, tak jak panowie.
Polecam bardzo tę lekturę, zarówno osobom, które uważają, że Chiny już znają od podszewki, by skonfrontowali swoje doświadczenia z podróży - zapewne dowiedzą się czegoś nowego od autorki książki, jak i tym, których kultura Azji nie interesuje w sposób szczególny. Zapewniam, dzięki Annie Jaklewicz, na pewno Chiny staną się mniej obojętne, a ciekawość na świat jeszcze większa i większa! -
Recenzja: monoloco.pl Joanna Frukacz, 2013-04-16Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Prawem serii ostatnio trafiają w moje ręce książki podróżnicze, których autorzy zagłębiają się w nieznaną nam rzeczywistość, porzucając trasy zjeżdżone przez autokary z objazdowymi wycieczkami i wydeptane przez nieśmiałych turystów, którzy pewniej czują się na uczęszczanych szlakach lub zwyczajnie uważają, że przy pierwszej wizycie w danym kraju dobrze poznać jego perełki, bo przecież nie bez powodu to czy tamto zajmuje zaszczytne miejsce na liście the best of. Logiczne to podejście, w końcu wszelkie "must see" najczęściej naprawdę warte są zobaczenia. Ale można też inaczej.
Tym razem, nie ruszając się z wygodnej kanapy i patrząc na prószący za oknem śnieg, dane mi było odbyć podróż do Chin. Bocznymi drogami. A to dzięki Annie Jaklewicz i jej wydanej niedawno przez Bezdroża książce "Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta".
Muszę powiedzieć, że już pierwsze zetknięcie z tym wydawnictwem jest niezwykle przyjemne, bo dostajemy do ręki naprawdę ładną książkę - z fajną okładką, całym mnóstwem zdjęć, w dodatku na papierze dobrej jakości. Bardzo pozytywne wrażenie. Aż chce się od razu zacząć czytać.
I dobrze, bo książka jest naprawdę ciekawa. To taki swoisty przewodnik po południowo-wschodnich obszarach tego ogromnego państwa. Reportaż? Dziennik podróży?... Chyba wszystko to na raz. Anna Jaklewicz pokazuje nam Chiny prowincjonalne. Takie, w które pewnie jeszcze mało kto się zagłębia, chociaż chińscy turyści coraz śmielej przecierają szlaki. Razem z Autorką podglądamy więc, oglądamy i smakujemy codzienność ukrytą gdzieś wśród urzekających urodą tarasów ryżowych, wież bębnów, czy mostów wiatru i deszczu. Poznajemy Chiny zupełnie inne od tych, które jawią nam się w pierwszym skojarzeniu na hasło "Państwo Środka".
Czytałam tę książkę z dużym zainteresowaniem i ciągle łapałam się na myśli, jak niewiele wiem o tym kraju. Bo chociaż np. o kwestii kontroli urodzeń słyszał chyba każdy, podobnie, jak o pogłoskach, że tam to jedzą mięso psów, to o ludności Mosuo i jej matriarchalnych klanach i królestwie kobiet już niekoniecznie. A Anna Jaklewicz pisze właśnie głównie o mniejszościach etnicznych. Jeździ do wiosek czasami gdzieś całkowicie z boku mapy, a czasami do takich, w których trzeba opłacić wstęp, bo turystyka rządzi się swoimi prawami. Ale zawsze, niezależnie, czy za darmo, czy za daninę, styka się z prawdziwym życiem prawdziwych ludzi. Nie na pokaz, nie od święta (chociaż w kilku przypadkach w bardzo świątecznych okolicznościach). I zdarza się, że sama stwierdza: "W podróży najczęściej zaskakują międzykulturowe różnice, a tym razem to podobieństwa dziwią mnie najbardziej".
I nas te podobieństwa też mogą zaskoczyć, ale jednak różnice przyciągają uwagę i niekiedy wręcz zachwycają. Bogactwem różnorodności, kolorami, pięknymi strojami, czy faktem, że istnieją wioski słynne ze swojej niezwykle pozytywnej energii, a tę wyjątkową pomyślność można zapewnić budując całą wioskę (i każde domostwo z osobna) zgodnie z zasadami feng shui.
Takich ciekawostek w "Niebie w kolorze indygo" znajdziecie mnóstwo. I na dodatek obejrzycie piękne zdjęcia, które niekiedy same w sobie wystarczają za rekomendację książki, ale przede wszystkim budzą ogromną chęć wyruszenia w drogę i zobaczenia na własne oczy np. niezwykłej urody budynków z ziemi, czyli tulou, a przede wszystkim spotkania z miejscowymi, którzy wydają się wyjątkowo otwarci i przyjaźnie nastawieni do gości. I niekiedy zaskakują:
"- Polska. Wałęsa. Pamiętam jego rewolucję w 1989 czy 90 roku. To była wielka zmiana dla tego kraju - mówi, pochylając się na obrazem. Smaruje klejem zielony fragment farby i przyciska dłonią do płótna. Patrzę w osłupieniu, najpierw na mężczyznę przede mną, potem na tego z obrazu. Czekam, aż Mao odwróci głowę i groźnym spojrzeniem skarci pana Yanga. Ale nic takiego się nie dzieje.
- Czytałem o tym przewrocie w gazetach. To było coś - kontynuuje. - Napisałem wówczas wiersz o Wałęsie. Pewnie go mam jeszcze w starych papierach.
Mao ani drgnie. Może dlatego, że zmarł w 1976 roku i nazwisko Wałęsa nie budzi w nim emocji, a może dlatego, że chcąc ocalić swoją olejną twarz, musi wybaczyć panu Yangowi sympatię do polskiego przywódcy antykomunistycznej opozycji."
Byliście już w Chinach? Wybieracie się? Pamiętajcie, że wtedy dobrze mieć w plecaku książkę "Niebo w kolorze indygo". -
Recenzja: POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-04-06Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Autorka spędziła w Chinach dwa lata, podglądając świat „małych ojczyzn" i odkrywając ich, często zaskakujące, bogactwo kulturowe oraz etniczne. Pokazuje Chiny z innej strony niż ta powszechnie znana, starając się unikać typowych tematów kojarzących się z tym wielkim krajem, przede wszystkim skupiając się na fascynującej codzienności ludzi chińskiej prowincji.
-
Recenzja: http://mumagstravellers.blogspot.com/ 2013-03-14Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Odkąd przeczytałam- „Niebo w kolorze Indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta” Anny Jaklewicz- zastanawiam się, co stanowi o atrakcyjności tej książki. Dlaczego oczarowana podążałam za autorką, przez kolejne prowincje Chin?
I wiem!
To pierwsza książką podróżnicza, w której nie czułam granicy między czytelnikiem, a egzotycznymi krainami. Zapewne nie bez znaczenia jest fakt, że Anna kocha Chiny i zna je dobrze, a potencjalny Mur Chiński kruszy także jej umiejętność komunikacji z rodzimymi mieszkańcami.
Autorka wchodzi w świat „odwiedzany” w sposób naturalny, autentyczny, z zaciekawieniem unikatowymi grupami etnicznymi.
Jeśli spodziewamy się książki, która powieli wiadomości doskonale znane przez wszystkich, to będziemy zaskoczeni.
Ale jak pięknie!
Niebo, o którym pisze Anna Jaklewicz, błyszczy w kolorze indygo nad Chinami, których na próżno szukać w folderach biur podróży.
Trasy, które przemierza, są urokliwe przez swój dziewiczy charakter, autentyzm, brak turystycznego komercjalizmu.
„Ale Xinjie, mimo że początkowo budzi niechęć, z czasem zaczyna intrygować, wciągać, ciekawić, aż wreszcie wydaje mi się najciekawszym miasteczkiem, jakie do tej pory odwiedziłam w Chinach. Tylko tutaj widzę tak wiele kobiet ubranych na co dzień w stroje ludowe. I tylko tu mogę obserwować autentyczne życie miasta- za darmo, bez biletów wstępu, spektakli dla turystów i przebieranek. Jest prawdziwe i właśnie to podoba mi się najbardziej”. (str. 218)
Podczas naszej podróży, poznamy wielu wyjątkowych i pięknie zwyczajnych- ale przede wszystkim prawdziwych- ludzi.
Ta książka oswaja z Chinami, jest zaproszeniem do podróży w towarzystwie zaufanej osoby.
A w trakcie czytania nabierzemy humoru w królestwie kobiet- podczas solidnej, pełnej śmiechu popijawy z kobietami z plemienia Bulang, z pewnością zaskoczy nas procesja pogrzebowa w Zhou Cheng, urzekną doroczne zawody gry na lusheng w Zhaoxing, czy na chwilę zawróci w głowie książę z plemienia Mosuo, w Dazu.
A gdy w ferworze przedwyjazdowych przygotowań zapomnimy aparatu, na pamiątkę zostaną nam wyjątkowej urody zdjęcia w książce.
Dla wszystkich, którzy o Chinach myślą wyłącznie w kontekście zupek Chińskich i dla tych, którzy sądzą, że o Chinach wiedzą już wszystko- dla ciekawych! -
Recenzja: mmbydgoszcz.pl 2013-04-16Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Chiny najczęściej kojarzą nam się w wielkimi zatłoczonymi miastami, gdzie indywidualny człowiek gubi się wśród milionów innych ludzi, mijających go w pośpiechu, oddychających pełnym smogu powietrzu.
Anna Jaklewicz stara się udowodnić, że prawdziwe Chiny to nie tylko wielkie aglomeracje! Jej książka zabiera w wyjątkową podróż po chińskiej prowincji. Anna Jaklewicz spędziła w Chinach 2 lata, podglądając świat „małych ojczyzn” i odkrywając zaskakujące bogactwo kulturowe oraz etniczne tego regionu. Publikacja przenosi czytelnika w rejony położone z dala od wielkich miast, do spokojnych wiosek zagubionych wśród ryżowych pól, gdzie kultywuje się ludowe tradycje, a stroje grup etnicznych i czyste, nocne niebo mają ten sam intensywny odcień koloru indygo.
„Starałam się pokazać Chiny z innej strony niż ta powszechnie znana” – mówi Anna Jaklewicz – „W książce nie ma typowych tematów kojarzących się z Chinami, nawiązuję do nich jeśli wymaga tego kontekst. Przede wszystkim skupiłam się na fascynującej codzienności ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka.” -
Recenzja: Tygodnik Angora Ł. AZIK, 2013-04-07Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
W królestwie kobiet
To mało znana turystom ziemia, na styku Junnanu z Syczuanem, nad jeziorem Ługu, zamieszkana przez lud Mosuo, który nie uznaje formalnych małżeństw, a żyje w matriarchalnych klanach. Ziemia zwana królestwem kobiet. Tak tłumaczy jeden ze swych etapów czteromiesięcznej podróży autorka osobistej relacji z wędrówki po odległych od centrów wsiach współczesnych Chin.
Fakt, znamy Chiny z kilku sztandarowych destynacji, obejmujących odcinek Muru, supernowoczesny Szanghaj, pekińskie Zakazane Miasto. Ewentualnie modną od niedawna wyspę Hajnan. To im książka jest dedykowana na zachętę, by dokonali wysiłku i zajrzeli w prawdziwą duszę tego ogromnego ludnego kraju. Rzadko kiedy grupa turystów rusza na egzotyczną wyprawę w interior, na pogranicza. Na to trzeba przede wszystkim czasu, by przyjrzeć się inności, ale i aby dostrzec podobieństwa, jakie łączą pozornie oddalone kultury. Autorka, archeolog z wykształcenia, co już daje solidną podstawę do próby zrozumienia świata, pokazuje Czytelnikowi - jak deklaruje - mniej znane oblicza Chin, głównie w relacjach z kilkudziesięciu miejsc, zamieszkanych przez kilkanaście różnych grup etnicznych. Autorka, podróżując samotnie, budzi zaufanie ludzi, którzy wprowadzają ją w swe obrzędy, tradycje i zwyczaje. Bierze udział w weselach i pogrzebach, słucha uważnie młodych i starych, próbując wniknąć w hermetyczny, odległy od europejskich doświadczeń system. Broszury turystyczne określają tereny na jeziorem Ługu jako „królestwo kobiet i raj dla mężczyzn", pisze autorka, bo według obiegowych opinii kobiety Mosuo są wyzwolone seksualnie i wyżej cenią sobie luźne związki z dowolną liczbą partnerów niż tradycyjne małżeństwa. Do kobiet należy prawo wyboru kochanka, a jeśli został on już wybrany, to na kiju przed chałupą wiesza się jego kapelusz, by inni sobie... odpuścili. Czy jest tak rzeczywiście, warto się przekonać samemu, penetrując południowo-zachodnie rubieże Chin. -
Recenzja: lubiepodroze.eu Paweł Jakubowski, 2013-03-26Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
Jakie jest nasze wyobrażenie o Chinach? Gigantyczne miasta? Miliony osób na ulicach? Duszący smog w powietrzu? Być może! Jednak prawdziwe Chiny to nie tylko wielkie aglomeracje! Wszystkich tych, którzy mieli wątpliwą przyjemność poznać Państwo Środka od tej gorszej strony, a także tych, którzy nie mieli okazji go odwiedzić, zapraszamy w wyjątkową podróż po chińskiej prowincji. Zabierze nas w nią autorka książki „Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta”. Anna Jaklewicz spędziła w Chinach 2 lata, podglądając świat „małych ojczyzn” i odkrywając zaskakujące bogactwo kulturowe oraz etniczne tego regionu. Publikacja przenosi czytelnika w rejony położone z dala od wielkich miast, do spokojnych wiosek zagubionych wśród ryżowych pól, gdzie kultywuje się ludowe tradycje, a stroje grup etnicznych i czyste, nocne niebo mają ten sam intensywny odcień koloru indygo.
„Starałam się pokazać Chiny z innej strony niż ta powszechnie znana” – mówi Anna Jaklewicz – „W książce nie ma typowych tematów kojarzących się z Chinami, nawiązuję do nich jeśli wymaga tego kontekst. Przede wszystkim skupiłam się na fascynującej codzienności ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka.”
Książka ukazała się w marcu nakładem Wydawnictwa Bezdroża. Opowieści Anny Jaklewicz o Chinach, których odcień przypomina kolor indygo, będzie można posłuchać na kilku wiosennych festiwalach podróżniczych. Slajdowiska i spotkania z autorką w najbliższym czasie odbędą się podczas: Festiwalu Slajdów Podróżniczych w Katowicach (22 marca), Festiwalu Rozjazdy w Rybniku (23 marca), Festiwal Bonawentura.org w Starym Sączu (6 kwietnia), Festiwalu Trzy Żywioły w Krakowie (7 kwietnia) oraz Festiwalu Równoleżnik Zero we Wrocławiu. Jednym z patronów publikacji jest internetowe biuro podróży Tripsta.pl umożliwiające rezerwację biletów do wszystkich zakątków świata z uwzględnieniem regularnych, jak i tanich linii lotniczych. -
Recenzja: trawelogi.pl 2013-03-10Recenzja dotyczy produktu: ksiązka drukowanaCzy recenzja była pomocna:
W Chinach jest coś, co sprawia, że przyciągają. To ich ogrom i różnorodność. Kontrast między bogactwem Szanghaju i biedą prowincji. Brud i smród zanieczyszczonego miasta, niemal że graniczący z wielobarwnym życiem ulicy, przepełnionej wonią nieznanego nam, Europejczykom, jadła. Tak, Chiny przerażające, pasjonujące, niesamowite, sprawiają, że nigdy nie ma się ich dosyć.
Anna Jaklewicz napisała książkę będącą wynikiem jej podróży po południowo-wschodnich rejonach Państwa Środka. Wyruszając z Hongkongu kieruje się na zachód po to żeby dotrzeć pod samą granicę z Birmą. Odwiedza przede wszystkim małe miejscowości, które jednak są obecne na turystycznych mapach kraju. Są to wioska Cuxi, okolice jeziora Lugu czy rzeki Li – nazwy niewiele mówiące laikowi, który na słowo “Chiny” wymienia jednym ciągiem Pekin, Wielki mur, Szanghaj, Hongkong, po czym ma problem z przypomnieniem sobie co to była za armia teracośtam, ale nie będące obce dla kogoś, kto przewodnik Lonely Planet przeczytał trochę uważniej. Jaklewicz proponuje trasę turystyczną dla tych, którzy stronią od wielkich miast i chcą poznać Wschód bardziej egzotyczny, z obyczajami, krajobrazami i piękną architekturą włącznie.
Szczególną uwagę autorka poświęca chińskim mniejszościom etnicznym. Przyzwyczajeni do utożsamiania przeciętnego Chińczyka z Hanem (Hanowie stanowią 92% chińskiego społeczeństwa) zapominamy o pozostałych 55 grupach. Podróżniczka opowiada nam o nich przywołując regionalne opowieści, a liczne zdjęcia zamieszczone w książce, ukazujące różnorodność strojów i rysów twarzy, sprawiają, że trudno będzie nam już mówić, że każdy Chińczyk wygląda tak samo.
Niebo w kolorze indygo to książka, którą trzeba przeczytać planując każdą podróż do południowych Chin. Lektura podsunie nam dziesiątki pomysłów i przybliży miejsca, o których gdzie indziej przeczytalibyśmy jedno zdanie. Co więcej: podpowie nam co jeść, gdzie spać i ile trzeba zapłacić za odwiedzenie konkretnego miejsca (do tej pory nie mogę się nadziwić, ile niektóre miejscowości liczą sobie za samo wjechanie do wioski). A gdy będziemy mieli dość czytania, możemy potraktować ją jak album i powolnie oglądać piękne, widoczne niemal na każdej stronie, zdjęcia, które – zapewniam – sprawią, że na waszej mapie podróżnika pojawi się dziesiątki pinezek oznaczających chińskie “must see”.
Na koniec podpowiedź dla pań: nawet jeśli nie zamierzacie przeczytać książki w całości, dorwijcie się chociaż do rozdziału 6. Autorka opowiedziała w nim o chińskim królestwie kobiet. Takiej obyczajowości na Zachodzie to ze świecą szukać.
Szczegóły książki
- ISBN Książki drukowanej:
- 978-83-246-5157-3, 9788324651573
- Data wydania książki drukowanej :
- 2013-03-04
- Format:
- 150x210
- Numer z katalogu:
- 9768
- Książka w kolorze:
- Tak
Spis treści książki
- Podziękowania (5)
- Wstęp (7)
- Hongkong (11)
- Tai O (18)
- Środek jesieni w Państwie Środka (29)
- Wiatr, woda i złe duchy (37)
- Jedno czy dwoje? Polityka planowania urodzeń (43)
- Teraz są nowe czasy... (48)
- Złoty tydzień (53)
- Mosty, wieże i bambusowe flety (61)
- Droga do Zhaoxing (71)
- Zhaoxing (75)
- Święto Lusheng (81)
- Xijiang (89)
- Langde (102)
- Nanhua (108)
- Dali (113)
- Xizhou (117)
- Zhou Cheng. Pogrzeb i wesele (124)
- Królestwo kobiet (139)
- Nowi nad Lugu (156)
- Droga do Xishuangbanna (169)
- Jinghong (173)
- Ganlanba (176)
- Menghun (186)
- Bada (193)
- Noc u Bulang (210)
- Xinjie (217)
- Duoyishu (225)
- Hongkeng (235)
- Cuxi (243)
- Taxia (247)
Rozdział 1. (9)
Rozdział 2. (27)
Rozdział 3. (59)
Rozdział 4. (87)
Rozdział 5. (111)
Rozdział 6. (137)
Rozdział 7. (167)
Rozdział 8. (191)
Rozdział 9. (215)
Rozdział 10. (233)
Bezdroża - inne książki
-
Promocja
Obrażenia ciała, porażenie piorunem, hipotermia, lawina to realne zagrożenia, które mogą nas spotkać w górach. Nawet dobre przygotowanie do wyprawy może nie uchronić nas przed koniecznością udzielenia pomocy sobie lub innym. Zanim na miejsce przybędą ratownicy, będziemy zdani na własne siły i umiejętności. Ten praktyczny poradnik, napisany przez medyków działających na co dzień w górach, powstał z myślą o turystach, narciarzach, wspinaczach i wszystkich innych, którzy spędzają aktywnie czas na szlakach i poza nimi. Pozwoli im nie tylko kalkulować ryzyko związane z zagrożeniami, ale przede wszystkim samodzielnie działać i współpracować z ratownikami podczas wypadku.- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
Pierwsza pomoc w górach
Andrzej Górka, Łukasz Migiel, Maciej Mikiewicz, Przemysław Gancarczyk, Adam Ubych
(38,35 zł najniższa cena z 30 dni)
35.40 zł
59.00 zł (-40%) -
Promocja
Urazy, obrażenia, zatrucia czy hipotermia to realne zagrożenia naszego zdrowia i życia. Choć nikomu tego nie życzymy, w pewnym momencie każdy z nas może stać się świadkiem lub uczestnikiem wypadku, katastrofy naturalnej lub budowlanej, przypadkowego postrzału, albo nawet działań wojennych. Zanim pojawią się odpowiednie służby, to na nas spoczywa obowiązek udzielenia pierwszej pomocy.- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
(38,94 zł najniższa cena z 30 dni)
35.94 zł
59.90 zł (-40%) -
Promocja
Dzienik moich podróży powstał z myślą o dzieciach w wieku od sześciu do dziesięciu lat, a nawet starszych, oraz o ich rodzicach, chcących przekazać ciekawe informacje o odwiedzanych miejscach.- Druk
(19,43 zł najniższa cena z 30 dni)
17.94 zł
29.90 zł (-40%) -
Promocja
Dreszczyk emocji nie przeszkadza jednak prawdziwym śmiałkom w tropieniu nieziemskich zjaw. To oni odwiedzają słynące z nich okolice, przychodzą niestrudzenie w nocy, z latarkami, skradają się cichutko, rozglądają uważnie wokół siebie i... jeśli mają szczęście, duch się im ukazuje. A jeżeli jeszcze krzykną „ratunku!”, on (albo ona, bo wielu miejsc pilnują białe damy!) postraszy i wszyscy wracają zadowoleni. Duch, bo przecież spełnił swój podstawowy obowiązek straszenia, i odważny tropiciel duchów, bo przeżył niesamowitą przygodę, o której będzie długo pamiętać i opowiadać.- Druk
(29,94 zł najniższa cena z 30 dni)
29.94 zł
49.90 zł (-40%) -
Promocja
Ten suchy zapis nijak nie oddaje istoty tego, na czym polega styl wielkościanowy, zwany również big wall. Kojarzą go być może ci, którzy kiedykolwiek mieli okazję oglądać robiące niewiarygodne wrażenie zdjęcia namiotów zawieszonych pośrodku ogromnej pionowej ściany skalnej. To właśnie wspinaczka wielkościanowa - piekielnie trudna technicznie, wymagająca niejednokrotnie wielodniowego przebywania w ścianie. Książka poświęcona wyłącznie przeżyciom podczas takiej ekstremalnej wspinaczki byłaby fascynująca. Tato o nich opowiada, jest jednak czymś więcej. To książka o wspinaczce, ale też o odpowiedzialności człowieka, o tym, jakie wybory stawia życie przed tymi, którzy góry ukochali ponad wszystko. Albo prawie wszystko... Bo to także opowieść o więzach rodzinnych i balansie między rozsądkiem a wiernie towarzyszącym wspinaczom szaleństwem. Również o tym, że nie zawsze największe wyzwania czekają w górach i nie w każdej sytuacji wejście na szczyt za wszelką cenę jest najważniejsze.- Druk
- PDF + ePub + Mobi
- Audiobook MP3 pkt
(39,90 zł najniższa cena z 30 dni)
23.94 zł
39.90 zł (-40%) -
Promocja
Podręcznik, który trzymasz w ręku, to kompleksowa baza wiedzy o wspinaczce, pozycja obowiązkowa dla każdego wspinacza - od początkującego po bardziej zawansowanego. Porusza szeroki zakres zagadnień: od podstawowych informacji o tym, czym właściwie jest wspinaczka, jakie są jej rodzaje, jakie zasady w niej obowiązują, przez przegląd sprzętu, węzłów i technik wspinania zarówno na sztucznej ściance, jak i skałkach, po praktyczne wskazówki dotyczące wspinaczki wielowyciągowej. Nie zabrakło też kwestii związanych z treningiem wspinaczkowym czy autoratownictwem.- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
(51,35 zł najniższa cena z 30 dni)
47.40 zł
79.00 zł (-40%) -
Promocja
Gdybym miał określić swoje życie dwoma słowami, byłyby to góra i dolina. Do dziś mam w pamięci żywy obraz naszego nauczyciela ze szkoły podstawowej w Ahornach, opowiadającego o najwyższej górze świata lub jak z bratem, siedząc w izbie przed radiem, śledzimy całymi dniami wejście trzech saksońskich alpinistów na Große Zinne. Nawet nie śmiałem marzyć- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
(14,90 zł najniższa cena z 30 dni)
14.90 zł
49.90 zł (-70%) -
Wielka Korona Tatr przypisana jest do 14 ośmiotysięczników tatrzańskich, które spełniają dwa kryteria: ich wysokość przekracza 8000 stóp oraz wypiętrzają się nie mniej niż 100 metrów ponad najbliższą główną przełęcz. Przewodnik zawierający szczegółowe opisy 101 dróg, którymi można się wspiąć na szczyty Wielkiej Korony Tatr, stanowi autorski wybór Andrzeja Marcisza. Znajdują się w nim opisy szlaków, tras i dróg wspinaczkowych o stopniu trudności od I do V w skali tatrzańskiej.
- Druk pkt
Czasowo niedostępna
-
Poradnik jest prezentacją olimpijskiej dyscypliny, jaką jest wspinaczka sportowa. Zaprezentowano w nim profesjonalny sport widziany z perspektywy dziecka oraz jego trenera. Przedstawiono wszystkie trzy typy wspinaczki sportowej, zasady startów w zawodach oraz technikę wspinaczki w skale.
- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
Niedostępna
-
Promocja
Co oznaczają te tajemnicze słowa? Dowiesz się czytając książkę Michała Rusinka, który wybrał się w podróż po Polsce śladami regionalizmów.- Druk
- PDF + ePub + Mobi pkt
(9,99 zł najniższa cena z 30 dni)
9.99 zł
32.90 zł (-70%)
Dzięki opcji "Druk na żądanie" do sprzedaży wracają tytuły Grupy Helion, które cieszyły sie dużym zainteresowaniem, a których nakład został wyprzedany.
Dla naszych Czytelników wydrukowaliśmy dodatkową pulę egzemplarzy w technice druku cyfrowego.
Co powinieneś wiedzieć o usłudze "Druk na żądanie":
- usługa obejmuje tylko widoczną poniżej listę tytułów, którą na bieżąco aktualizujemy;
- cena książki może być wyższa od początkowej ceny detalicznej, co jest spowodowane kosztami druku cyfrowego (wyższymi niż koszty tradycyjnego druku offsetowego). Obowiązująca cena jest zawsze podawana na stronie WWW książki;
- zawartość książki wraz z dodatkami (płyta CD, DVD) odpowiada jej pierwotnemu wydaniu i jest w pełni komplementarna;
- usługa nie obejmuje książek w kolorze.
Masz pytanie o konkretny tytuł? Napisz do nas: [email protected]
Książka drukowana
Oceny i opinie klientów: Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta Anna Jaklewicz (2) Weryfikacja opinii następuje na podstawie historii zamowień na koncie Użytkownika umiejszczającego opinię.
(1)
(1)
(0)
(0)
(0)
(0)
więcej opinii