×
Dodano do koszyka:
Pozycja znajduje się w koszyku, zwiększono ilość tej pozycji:
Zakupiłeś już tę pozycję:
Książkę możesz pobrać z biblioteki w panelu użytkownika
Pozycja znajduje się w koszyku
Przejdź do koszyka

Zawartość koszyka

ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Dance, sing, love. Miłosny układ

Livia Innocenti kocha taniec od najmłodszych lat. Wkłada wiele pracy w swój talent, bo pragnie być najlepsza. Wykonując swój zawód zawsze zachowuje się profesjonalnie. Nigdy nie szaleje z podekscytowania, gdy na próbach pojawia się ktoś sławny. Livia jest tancerką w najlepszym zespole tanecznym w Stanach Zjednoczonych, który występuje w teledyskach i na koncertach wielkich sław. Pewnego dnia grupa ta dostaje zlecenie, by stworzyć choreografię i wystąpić podczas muzycznego tournée niezwykle popularnego piosenkarza Jamesa Scheridana. James jest jednym z najsławniejszych piosenkarzy. Wszyscy go uwielbiają, tłumy przychodzą na koncerty, kochają jego piosenki. Przez to wszystko chłopak zrobił się niezwykle dumny. Gardzi ludźmi, którzy nie są tak znani jak on. Ciągle spóźnia się na próby, tancerki traktuje jak powietrze, myśli, że może wszystko. Jego zachowanie niezmiernie irytuje Livię i wszystko wskazuje na to, że jedynie ją, bo pozostałe koleżanki z grupy tanecznej traktują Scheridana niczym boga... Arogancki i rozkapryszony celebryta nie tylko na próbach jest nieznośny. Wkrótce postanawia trochę zabawić się dziewczyną i zaczyna używać do tego szantażu. Wciągnięta w pułapkę, dziewczyna, nie ma innego wyjścia jak tylko tańczyć mu jak on zagra. Wkrótce jednak oboje przekonają się jak niebezpieczna jest ta gra, o los postanowi spłatać im figla i napisać swój scenariusz. Początkowo bardzo polubiłam Livię. Już od pierwszych stron wyczułam jej miłość do tańca i bezwarunkowe oddanie się pasji. Podobało mi się to jaką była profesjonalistką i pomimo odniesienia wielkiego sukcesu jakim było tańczenie z najlepszej grupie, wciąż pozostała zwykłą dziewczyną, która niezmordowanie ćwiczy, by osiągać jeszcze większe sukcesy. Z czasem jednak, kiedy poznała Jamesa i stała się niemalże marionetką w jego rękach, moja sympatia do niej lekko osłabła. Dziewczyna przestała mieć tą swoją charyzmę i charakterek,a stała się niemalże bezwolna. Bardziej jej współczułam niż lubiłam. Do Jamesa z kolei od początku pałałam szczerą nienawiścią. Dlaczego? Był dupkiem. Wszystkich traktował z góry. Tancerki były dla niego niczym, pomimo, że wszystko robiły dla niego, dla jego koncertu, a ponadto były w niego wpatrzone jak w jakąś świętość. Byłam bardzo rozczarowana jego osobą i zastanawiałam się co autorka zaserwuje dalej i jakim cudem stworzy wielką miłość, na którą przecież wszyscy liczą czytając opis książki. I tutaj autorka pozytywnie mnie zaskoczyła, bo z czasem, kiedy zaczęłam go poznawać, okazało się, że nie jest on całkiem taki zły, oczywiście ma te swoje wady, ale jakby może mniejsze i też nic nie dzieje się bez powodu. No i też trochę zmienia się na lepsze. Koniec końców, bardzo polubiłam Jamesa, co na początku wydawało mi się niemożliwe. Przyznam szczerze, że początkowo podchodziłam do książki trochę sceptycznie. Naczytałam się trochę pozytywnych recenzji, ale ilość tych negatywnych przewyższała te pozytywne. Trochę obawiałam się tego, że książka okaże się kompletną klapą, a ja będę się nad nią męczyła aż ostatecznie odłożę ją na bok. Moje obawy okazały się jednak niesłuszne, bo książka porwała mnie już od pierwszych stron. Powieść trzymała mnie w napięciu przez cały czas. Czytałam ją w niesamowitym tempie pochłaniając kolejne rozdziały. Autorka stworzyła cudowną powieść, w której miłość ma wiele do powiedzenia.
Recenzjekrolewskie.blogspot.com Patrycja Sudoł; 2017-09-25

Prawo Mojżesza

Czasem w życiu mają miejsce dziwne sytuacje, niewytłumaczalne, zrozumiałe tylko dla nas. Inni mogą zarzucać, że zwariowaliśmy; nie chcieć pojąć, że to, czego nie rozumieją, też może się zdarzyć. Ale trzeba walczyć. O siebie, o bliskich, o miłość, o szczęście. Mojżesz wychowywał się z przyczepioną łatką „dziecka cracku”. Znaleziono go w koszu w pralni Quick Wash, gdy miał kilka godzin i był praktycznie umierający. Jego matka była narkomanką, sama zmarła kilka dni później. Jako „pęknięte dziecko” Mojżesz był dla wszystkich raczej ciężarem, zapewne żałowali, że nie umarł jako niemowlę. Dalsza rodzina przerzucała go sobie z rąk do rąk, póki nie ukończył osiemnastego roku życia. W końcu zamieszkał z prababcią, w małym miasteczku w stanie Georgia. Ponieważ miał w sobie ogromne pokłady energii, babcia kazała mu pomagać sąsiadom w różnych pracach domowych. Tak trafił na farmę rodziców Georgii – prawie siedemnastoletniej, wszędobylskiej dziewczyny. Chłopak, mimo swojej ciemnej przeszłości, mrocznego wizerunku i tajemniczego zachowania, wzbudził zainteresowanie Georgii, która stopniowo poznając jego sekrety, coraz bardziej się do niego zbliżała. Niestety, owa relacja nie miała nikomu wyjść na dobre… Książka absolutnie „wbiła mnie w fotel”, co jednak niekoniecznie jest komplementem w tym przypadku. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, opis trochę wprowadza w błąd. Sądziłam, że to będzie zwyczajne romansidło, jakich wiele. Takie, które można poczytać dla relaksu po męczącym dniu. A tutaj niespodzianka. Moje wyobrażenia zostały szybko zweryfikowane. Autorce udało się wprowadzić mnie w błąd, chociaż trochę za sprawą opisu, umieszczonego z tyłu okładki. Kochani, korzystając z okazji, mam dla Was radę: nie sugerujcie się tymi opisami. Mogą naprawdę wprowadzać w błąd. Zwłaszcza przy „Prawie Mojżesza”. Gdyby ktoś mnie zapytał, o czym jest ta książka, odpowiedziałabym w ten sposób: to powieść o miłości, spełnionej i niespełnionej, o ludzkiej zawiści, o radzeniu sobie z tragedią, o popełnianiu błędów, o naprawianiu win. O przyjaźni. W książce pojawiło się dużo metafizyki. Właściwie była ona jedną z najważniejszych spraw w fabule. Więcej: była jej fundamentem. Poruszające opisy duchów zmarłych i niezwykłych zdolności Mojżesza. Wszystko to naprawdę funduje mocne wrażenia – polecam książkę tym, którzy łakną adrenaliny. Tutaj mogę odrobinę zaspoilerować, więc kto chce, niech przeczyta ten akapit, a kto nie chce, to nie. Nie lubię książek z wątkami szpitali psychiatrycznych. Tak mam i już. Dlatego ten wątek w „Prawie Mojżesza” ani trochę mi się nie spodobał. Rozumiem jednak, że był potrzebny. Autorka wszystko miała starannie zaplanowane, więc nic mi do tego 😉 . Szpital psychiatryczny był chyba taka metaforą niezrozumienia, które ludzie wykazują dla siebie nawzajem. Gdyby ktokolwiek zechciał pochylić się bardziej nad tą sprawą i nad zdolnościami Mojżesza, zapewne wszystko by pojął i nie popełnił takiej głupoty, jaką było wysłanie chłopaka na leczenie. Ale z każdego zła może wyniknąć też coś dobrego – Mojżesz zyskał przyjaciela. Rozczarowało mnie zakończenie. Z jednej strony cieszyłam się, że stało się właśnie tak, a nie inaczej, ale z drugiej… Ten koniec wyglądał tak, jakby został napisany „na odczepnego”. Nie wiem, czy to było zamysłem autorki i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Niemniej jednak… wolałabym, gdyby fabuła trzymała się „kupy” i nie sprawiała tego typu niespodzianek. Mam mieszane uczucia co do tej książki. Niektóre jej fragmenty mi się podobały, niektóre nie. Zawsze tak jest. Najlepiej chyba, żebyście sami ocenili, czy jest warta przeczytania. Ostrzegam tylko, że może wywrócić Wasz światopogląd do góry nogami, bowiem Amy Harmon dość zdecydowanie opowiada się za istnieniem świata pozaziemskiego. Przedstawia swoją wizję życia po śmierci. Nie wiem, czy taka wizja jest prawdziwa. Kiedyś się o tym przekonamy…
madrepisanie.pl Natalia Świerczyńska; 2017-09-30

Przyrodni brat

Greta to zwyczajna, nieproblemowa dziewczyna. Gdy jej matka ponownie wychodzi za mąż, okazuje się, że jej ojczym ma syna, którego niedługo przyjdzie jej poznać. Elec jest zbuntowany, arogancki, zły na świat i ma zamieszkać z nią i jej szczęśliwą rodziną pod jednym dachem. Od pierwszego spotkania jest pewne, że chłopak zamierza utrudnić życie wszystkim domownikom, szczególnie Grecie, która szybko przekonuje się, że nie potrafi trzymać się od niego z daleka. Jak to mówią, nie taki diabeł straszny jak go malują. Którejś nocy ta dwójka zbliża się do siebie, przekraczając dzielące ich granice. Następnego dnia Elec musi wrócić do domu w Kalifornii. Kilka lat później rodzinna tragedia sprawia, że ich drogi znów się krzyżują. Greta jest przestraszona, ale też podekscytowana... Do czasu aż okazuje się, że Elec ułożył już sobie życie z inną kobietą. Mimo przeczytanych kilku negatywnych opinii, nie mogłam się doczekać, aż sama będę mogła ocenić tę książkę. Mam co do niej mieszane uczucia. Myślę, że jest mieszanką "November 9", "Love Rosie" i "Czy wspominałam, że cię kocham?", co wcale nie jest złe, ale raczej nie przepadam za przepaściami czasowymi w książkach. Pierwsze rozdziały dzieją się bardzo szybko. Autorka przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, jeszcze szybciej zacieśniając więzi łączące dwójkę głównych bohaterów. To nie do końca dobry zabieg. Od razu można się domyślić, że między nimi coś się święci. Zaskakujące jest to, iż w książce nikt nie przejmuje się tym, że chemia ich łącząca powinna być zakazana, jedynymi granicami są powody, dla których Elec nienawidzi swojego ojca i życia jakie prowadzi. Na przykładzie tego bohatera mamy poruszony motyw niezrozumienia i problemów rodzinnych. Za zachowaniem chłopaka kryje się mnóstwo tajemnic, które z czasem poznajemy. Choć na zewnątrz jest irytujący (w pewnych chwilach nawet dla mnie), wewnątrz jest wrażliwy, a nawet utalentowany. Penelope Ward przedstawiła go jako pisarza, dzięki czemu w dalszej części książki możemy zobaczyć dotychczasowe wydarzenia z jego perspektywy. Główną narratorką jest Greta, niczym niewyróżniająca się postać, ale chwilami zaskakująca. Pierwsze strony nie wskazują na nic spektakularnego - potyczki między nastolatkami, w których buzują hormony. Jednak cała akcja rozkręca się w momencie ponownego spotkania Grety i Eleca, którzy muszą skonfrontować się z przeszłością, teraźniejszością i własnymi emocjami. Wydaje się, że wciąż są tymi samymi ludźmi, jednak bieg czasu sprawił, iż podchodzą do pewnych spraw inaczej niż kiedyś. Książka wciągnęła mnie od początku, bowiem nie miałam ogromnych oczekiwań. Jest lekka i prosta w odbiorze. To dobry odmóżdżacz po cięższych lekturach. Jednak dopiero od tego momentu autorka pokazuje, że stać ją na więcej. Wprowadza mnóstwo wątków, a ostatnie rozdziały są kreatywne, zaskakujące, a chwilami nawet wzruszające. "Przyrodni brat" to pisany lekkim językiem romans z humorem, poruszający wiele trudnych życiowych kwestii. Opowiada o miłości, rodzinie, decyzjach podejmowanych na rozdrożu dróg, o nieporozumieniach, złamanych sercach, czasie i wydarzeniach w życiu jednych ludzi, które wpływają na drugich. Myślę, że w tej książce jest potencjał, ale nie wykorzystany w stu procentach. Osoby, które nie podejdą do niej sceptycznie na pewno zauważą wyjątkowość i wrażliwość tej historii. Nie jest ona do końca dopracowana, ale na pewno nie jest zła. Ma mnóstwo pozytywnych stron, które przeważają nad tymi negatywnymi. Czyta się ją szybko, a motywy wprowadzone w drugiej połowie książki sprawiają, że staje się czymś więcej niż zapowiada początek. Nie każdemu może się ona spodobać, ale mimo kilku niedociągnięć uważam, że warto ją przeczytać, choćby ze względu na opowiedzianą w niej historię, która posiada ukryty sens. Sama, dzięki zakończeniu będę ją dobrze wspominać.
Sunreads.blogspot.com Sandra Siwak; 2017-09-30

Uziemieni

Dziś zapraszam na recenzję trzeciej części serii "W przestworzach", która nosi tytuł "Uziemieni". Cała seria od początku wzbudza we mnie mieszane uczucia, jednak nie mogłam się oprzeć, by nie sprawdzić co słychać u Bianki i Jamesa... Nasza para, a głównie nieufna Bianka decyduje się na trwały związek z Jamesem. Przeprowadza się do niego, jednak nie zgadza się rzucić pracy stewardessy. James nadal dominuje w sypialni, by zaraz po tym stać się potulnym barankiem. Nie potrafi uwierzyć, że dziewczyna będzie z nim mimo jego przeszłości, a swój lęk okazuje na każdym kroku. Ciągle wisi nad nimi też widmo ojca Bianki, który zabił już dwie kobiety ( w tym matkę dziewczyny), a jej również poprzysiągł śmierć. Rozwinięty został też nieco wątek najbliższego przyjaciela głównej bohaterki, który jest gejem. Nadal jest seks, w klimacie BDSM, duuuużo seksu, na tyle dużo, że opuszczałam wiele tych scen, no bo ileż można... Tak, jak pisałam w recenzjach poprzednich części, bardzo widoczna jest inspiracja autorki serią "50 twarzy Greya". On bogaty, przystojny, hojnie obdarzony przez naturę, z niechlubną przeszłością. Ona piękna, niezbyt bogata, owija go sobie wokół palca. Ich związek jest bardzo specyficzny, z tą różnicą, że w Greyu ona nie do końca chciała być uległą. Tutaj Biankę to fascynuje i podnieca. Taka malutka różnica, wśród identycznych szaf pełnych ubrań zakupionych oczywiście przez prywatną modystkę, osobistych ochroniarzy, samolotów itd. Jeszcze zawód wykonywany przez bohaterki jest inny... I ten seks, wszędzie, non stop, pełno orgazmów, nawet kilkanaście pod rząd. Nawet pokój to BDSM jest, tylko nazwa inna. Chwilami miałam wrażenie jakby dopadło mnie deja vu. Gdyby tak zmniejszyć ilość seksu, a dodać ciut więcej ciekawych dialogów, to wyszłoby z tego całkiem coś fajnego, jednak niestety - wyszło ale mini porno. Mimo to, historia mnie wciągnęła, aczkolwiek jest mało odkrywcza i jest bardzo przewidywalna. Tylko jeden moment w powieści sprawił. że serce mi zadrżało, jeden jedyny, ale nie zdradzę Wam który, bo wtedy czytając książkę już nic by Was nie zaskoczyło. Za to do okładki nie mam żadnych zastrzeżeń, bo jest piękna i delikatna, co idealnie kontrastuje z treścią lektury. Wszystkie trzy tomy utrzymane są w takim samym klimacie. Podsumowując - jak to mówią "szału nie ma", ale jeżeli znajdą się czytelnicy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z erotykami, to może im się spodobać fabuła.
http://czasemtakjestczasemtakjest.blogspot.com/ Joanna Balcar-Palinker; 2017-09-13

Uziemieni

Do sięgnięcia po tę propozycję skłonił mnie bardzo przekonujący opis. Obiecywał, że historia Jamesa i Bianki będzie lekturą o romansie w chmurach, o życiu stewardessy, a także wspominał o akcji - jako że "burzliwa historia" miała dobiegać końca, a dziewczyna cały czas czuła, że "czyha na nią niebezpieczeństwo"... Z mojej strony już na początku napiszę tyle, że książka jest typowa i schematyczna do tego stopnia, że wymazując imiona dwójki bohaterów z opisu, a także zawód stewardessy - bo to on tutaj się najbardziej wyróżnia, oraz zamazując okładkę, trzeba by było spędzić długie godziny na próbach identyfikacji książki. Niemniej zawsze uważałam podobny zabieg za zaletę - mogliśmy z góry określić jaka będzie książka i co w niej dostaniemy, bo w 99% przypadków otrzymywaliśmy to samo. Niestety nie stało się tak tym razem. Dlaczego? On jest inteligentnym biznesmenem, który za nic nie chce stracić swojej ukochanej. Ona przede wszystkim nie chce być kontrolowana i marzy o spełnianiu swojej prawdziwej pasji, jaką jest bycie stewardessą, lecz coraz bardziej prawdopodobnym staje się atak ze strony jej ojca. Przez to dziewczyna żyje w ciągłym strachu, obawiając się jego zdolności. Łącząc tę dwójkę bohaterów pojawia się oczywiście wielki romans, pełen czułych słów i pięknych scen, przeplatających się ze smutnymi momentami, a także kłótniami i niezrozumieniami. Obydwoje muszą sobie poradzić ze swoją przeszłością, jednak nie są pewni, czy dadzą radę odsłonić się do tego stopnia przed drugą osobą, by wspólnie uleczyć wszystkie rany... Najgorsze w tej książce jest to, że ona nie posiada absolutnie żadnego głównego wątku przez dobre 7/8 książki. Niby coś tam się dzieje, niby nasi bohaterowie gdzieś wychodzą, coś porabiają, jednak cały czas ścieżka, jaką biegnie akcja jest bardzo, bardzo niewyraźna. Nie wiemy gdzie zmierza, ani w jaki sposób potoczą się losy naszych bohaterów. Możemy jedynie gdybać. Wygląda to tak, jakby autorka miała ochotę napisać 300 stron czystego erotyka, ale ktoś powiedział jej, że przesadzi i ma dodać do tego wszystkiego trochę wątków mniej ważnych. Tak się stało, jednak przez to wcale nie jest lepiej. Wątki są o tyle mało spójne, że książka bardziej przypomina zbiór opowiadań, niż ciągłą historię. Dodatkową ujmą jest oczywiście to, że przez cały czas, w każdych kilku rozdziałach rozgrywa się to samo. Co by się nie działo, zbiór kilku rozdziałów zawsze sprowadza się do jednej rzeczy. Do łóżka. Ktoś jednak mógłby przypuszczać, że skoro rozdziałów jest aż 40 to te sceny musiały być bardzo kreatywne, w końcu nie da się cały czas pisać tego samego... Cóż, okazuje się, że jednak się da. Jeśli chodzi o początek książki to widać było, że pomysł był i te sceny miały się odróżniać, prawdopodobnie dlatego, że na początku poświęcamy im najwięcej czasu. Potem jednak wkroczyło do akcji Stowarzyszenie Wątków Nieważnych i niestety nasza kreatywność poszła w las. Czynności zaczęły się powtarzać okresowo, a my zaczęliśmy się najzwyczajniej w świecie nudzić. Tak, czytanie tych "perypetii" było piekielnie nudne. Wątki się ze sobą nie łączą i to jest zdecydowanie najbardziej bolesne. Ponad to nie da się nawet sformułować żadnych wniosków, żadnych nauk - niczego, co by można było nazwać choć zalążkiem przesłania, ponieważ nie dało się tej książki w żaden sposób zinterpretować. Naprawdę, nawet gdyby wziąć pod uwagę te wszystkie czułe słowa, że on jej nigdy nie opuści i że on będzie w stanie ją zrozumieć, to bardzo ciężko jest wyklarować jakąś logiczną, spójną sentencję w ramach której ta książka powstała. Kolejną ujmą jest fakt, że nie da się także dać porwać akcji. Cóż, najbardziej wyraźny w tej książce jest wątek, w którym dwóch gejów nie potrafi sobie wyznać miłości, a więc nasza bohaterka musi wkroczyć do akcji i pomóc swojemu przyjacielowi w tak trudnych chwilach. Czy jednak to jest godne nazywania tego mianem wciągającego wątku? Raczej nie. Podsumowując, nie sposób jest znaleźć w tej książce żadnych większych zalet. Być może przypadnie ona do gustu osobom zainteresowanym jedynie łóżkową stroną tej książki. Wtedy da się doszukać jednej malutkiej zalety - że między jedną sceną tego typu, a kolejną nie ma zbyt wielu wydarzeń. Chociaż ileż można w kółko czytać o tym samym... Wydaje mi się, że takie osoby również mogą w pewnym momencie mieć dość, ponieważ schematyczność tych scen po pierwszych 150 stronach zadziwia. Jednak wszystko zależy od wytrwałości oraz cierpliwości zainteresowanych. Z mojej strony muszę poruszyć fakt, że istnieje wiele, wiele lepszych książek z tego gatunku, więc porównując do siebie te pozycje, ta niestety wypada bardzo, bardzo słabo.
Sztukater.pl Tysiąc Żyć Czytelnika